Halloween Blossom EDP 

Marka Halloween była mi wcześniej zupełnie nieznana, więc do zapachu "Blossom" podeszłam bez żadnych wyobrażeń i uprzedzeń. Dodatkowo niespójność między słowami "Halloween" a "Blossom" nie pozwalała nawet przewidzieć, z jakim zapachem będzie dane się zmierzyć: czy zgodnie z nazwą perfum lekkim wiosennym rozkwitem, czy jesienną nostalgią wpisującą się w znaczenie nazwy samej marki. W pierwszej chwili mocno odczuwalne jest bogactwo kwiatów i owoców. Mogłabym wręcz pokusić się o porównanie do tajemniczego ogrodu, którego obfitość zaskakuje nas z każdej strony. Zakładam, że to obecne w składzie poziomka, pomarańcza, mandarynka i jeżyna odpowiadają za stworzenie tego niezwykłego wrażenia rozmaitości flory, generując bardzo interesującą i wręcz żywą kompozycję, która idealnie pasuje do wiosennego lub letniego dnia. Niestety wizyta w tajemniczym ogrodzie trwa wyjątkowo krótko. Już niespełna pół godziny później zapach niemal do minimum zatraca swój urok i można go ledwo wyczuć wyłącznie przy dużym zbliżeniu nosa do nadgarstka – i to w mocno okrojonej wersji. Po około 2-3 godzinach od aplikacji "Blossom" znika zupełnie i bezpowrotnie, pozostawiając po sobie atmosferę rozczarowania. Tego typu trwałość byłaby wybaczalna w przypadku niedrogich perfum z supermarketów, jednak w sytuacji pozycji w tak wysokiej cenie regularnej nie powinno mieć to miejsca. Chciałabym wystawić tym perfumom wyższą ocenę, natomiast nie mogę tego zrobić ze względu na wyjątkową nietrwałość, uzupełnioną dodatkowo o przedwczesne pozbawienie zapachu jego największych walorów. Trudno polecać perfumy, które mimo przyjemnej początkowej woni są tak ulotne.