Produkt otrzymałam w paczce od redakcji Wizażu jako nagrodę dla Recenzentki Miesiąca. Nie słyszałam wcześniej zbyt wiele o marce FaceBoom, dlatego tym bardziej byłam ciekawa działania.
Opakowanie kosmetyku samo w sobie sprawia wrażenie ekskluzywnego i drogiego. Kiedy sprawdziłam cenę, okazało się jednak, że nie jest ona bliska trzycyfrowej, jak sądziłam, ale ponad 30 zł to też sporo, ja osobiście nie wydałabym tyle na serum. Na uwagę zasługuje aż 98% składników pochodzenia naturalnego. Po otworzeniu kartoniku ukazuje się szklana buteleczka w ciemnym kolorze, przez którą można obserwować na bieżąco zużycie produktu, z pompką zamkniętą nakrętką. Jest to fajne rozwiązanie, na pewno higieniczne. Konsystencja jest dość rzadka, spodziewałam się, że będzie bardziej oleista, a to bardziej taki płyn, który zaaplikowany między palce może uciekać na wszystkie strony, dlatego ja zawsze musiałam robić "czarkę" z dłoni. Dla mnie pompka dociśnięta do końca pozwoliła przykryć całą twarz nawet w nadmiarze, dlatego czasem dozowałam sobie mniejszą ilość. Mniej więcej w połowie pompka zaczęła "pluć", choć sprawdzałam, że rurka jest jeszcze zanurzona w olejku, więc nie wiem co było przyczyną takiego stanu rzeczy. Zauważyłam też, że w na półce w miejscu, gdzie stało serum, zaczęło się lepić, prawdopodobnie przez nieszczelną pompkę/ buteleczkę. Utrudniało to korzystanie z kosmetyku, ponieważ musiałam zdejmować nakrętkę, która była już tłusta i nawet raz buteleczka wypadła mi z rąk, na szczęście się jednak nie zbiła, pewnie ze względu na wykonanie z grubego szkła. Pod koniec użytkowania rurka od pompki jednak już nie dochodziła do płynu, więc musiałam odkręcać całą górną część i wylewać sobie krople na dłonie.
Aplikacja serum była przyjemna, jak to olejek - dobrze się rozprowadzał. Jak sama nazwa wskazuje, działanie miało być rozpieszczające i na pewno moja skóra poczuła większą dawkę nawilżenia. Moim problemem jest podrażniona skóra, ale chyba nie było żadnej różnicy z olejkiem czy bez. Olejek wchłaniał się dość szybko i nie kolidował z kolejnymi kosmetykami stosowanymi na skórę.
Co mi się najbardziej podobało w serum to zapach. Pachniało tak słodko, mogłabym to porównać do mocno czekoladowych pralinek z dodatkiem wanilii. Niestety nie zostawał zbyt długo na skórze. Producent napisał na etykiecie, że po serum niekonieczne jest używanie kremu i tylko raz tak zrobiłam, gdy po prostu zapomniałam o kremie. Wtedy również nie pozostały żadne ostatki zapachu, ale nie czułam też jakichś negatywnych skutków.
Bardzo mnie zdziwiło, że produkt ma tak krótkie PAO, bo zaledwie 3 miesiące. Obawiałam się, że nie zdążę go zużyć w tak krótkim czasie. Jednak używając go codziennie rano i wieczorem, nawet nie przekroczyłam tego terminu przydatności po otwarciu, także wydajność chyba taka sobie.
Bardzo ciekawe nazwy kosmetyków serwuje marka FaceBoom, takie zaskakujące, można by powiedzieć kokieteryjne. Tylko dlaczego nie ma ich na froncie opakowań? To trochę marnowanie potencjału, bo w Internecie widzę te frywolne nazwy, a żeby znaleźć ją na etykiecie, musiałam się sporo naszukać. Myślę, że bardziej widoczne nazwy na pewno skusiłyby do ich zakupu.
Zalety:
- eleganckie opakowanie
- naturalny skład
- buteleczka z pompką
- dzięki szklanej buteleczce widać zużycie produktu
- dobrze się rozprowadza
- działanie nawilżające
- nie "gryzie się" z innymi kosmetykami
- szybko się wchłania
- zapach
- po serum nie trzeba używać dodatkowo kremu
- ciekawa nazwa
Wady:
- cena regularna
- moim zdaniem za rzadka konsystencja
- problemy z dozowaniem od połowy opakowania
- buteleczka przecieka
- brak działania kojącego
- krótkie PAO - 3 miesiące
- średnia wydajność
- niewykorzystanie potencjału nazwy
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl