Ciężki, gorzki, wytrawny cynamon!
To niemal wyczerpująca recenzja tego zapachu. Aby nie być lakoniczną dopiszę jeszcze, że cynamon ten jest pikantny, niemal gryzący, bardzo orientalny i bardzo piękny.
Mocny, mocniejszy chyba niż Słoń Kenzo ale nie tak przytłaczający, gorący, pikantny przenosi mnie w marzenia i wizje mistrza Brunona Schulza, do kolonialnych żydowskich sklepów kolonialnych zdobnych w ciemną ciemną, "cynamonową" boazerię. W powietrzu unosi się lekki aromat jakiegoś dobrego, słodkiego alkoholu jakby ktoś przed chwilą raczył się tu starym miodem pitnym albo jakąś szlachetną nalewką. Z aromatem alkoholowego napitku splatają się przyprawy- pikantne, pyliste, aż dławiące w gardle. Wyschnięte gózdzki, drażniący śluzówki pieprz, odrobina gorzkiego kardamonu i cynamon, królewski cynamon taki dokładnie jak miałam nadzieję znaleźć w Rousse Lutensa. Suchy, kruszący się w palcach, gorzki, wytrawny, chropowaty, głęboki i ciemny jak fizyczny ból, gorący jak tajone pożądanie.
Gdzieś u samej podstawy zapachu, tuż przy mojej skórze czuję także wanilię, ciemną, pomarszczoną, jedwabistą, zmiękczającą zapach. Z czasem zapach zdaje się trochę rozcieńczać powietrzem, jego krawędzie tracą na ostrości, faktura się wygładza a pomiędzy esencjonalne przyprawy wkradają się lżejsze, kwiatowe nuty. Aż do samego zmierzchu Cinnabar nie traci jednak mocy, ambrowa baza posłodzona balsamem tolu krzepko trzyma się skóry przez wiele godzin.
Cinnabar to trudny zapach z zupełnie innej perfumeryjnej epoki. Dziś tak na mój nos zdaje się być bardziej niszowy niż spora część niszowców, które dane mi było poznać.
Wymagający, potężny Cinnabar nadaje się jedynie na bardzo szczególne okazje. A że takich raczej brak w moim życiu zaznaczyłam "nie wiem czy kupię" bo posiadana odlewka pewnie starczy mi na długo.
Trwałość znakomita, całodzienna.
Flakon paskudny.
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: odlewka