Regularnie używam różnych produktów z witaminą C, zwłaszcza w formie serum, i lubię próbować nowości na rynku. Mam skórę z dużą tendencją do przebarwień, więc łatwo się zanieczyszcza i nabiera plamek posłonecznych, a witamina C wspomaga walkę w utrzymaniu rozjaśnionej, czystej skóry. To serum od Clochee jednak nie spełniło moich oczekiwań. Czekałam, czekałam, ale większych efektów u mnie niestety brak, a jednak opis specjalistycznego produktu w domowym zaciszu rozbudził mój apetyt. Musiałam się jednak obejść smakiem ;)
Serum mieści się w niewielkiej buteleczce z ciemnego szkła, co jest na pewno dużym plusem. Wydobywa się je za pomocą dołączonej pipety, co do której także nie mam zastrzeżeń.
Kosmetyk jest bardzo wodnisty, to taka prawie przezroczysta woda o minimalnie słomkowym zabarwieniu. Jest bardzo wydajny, ale łatwo spływa z dłoni, trzeba je uważnie nakładać. Bardzo szybko się wchłania nie zostawiając wyczuwalnej powłoki. Przez pierwsze dwie minuty czułam odrobinkę lepkości pod palcami, ale potem praktycznie wszystko się wchłaniało do naturalnego matu. Serum nie podrażnia, nie czułam po aplikacji żadnego mrowienia czy uczucia gorąca.
Zapach akurat bez szału - cytrusowo-ziołowy, czuć trochę mdły rybi aromat jak to często się zdarza w przypadku produktów z wysoką zawartością witaminy C. Nie przeszkadza, ale też nie zachwyca.
Stosowałam serum przez ok. 2 miesiące, codziennie rano pod krem. Najbardziej liczyłam właśnie na rozjaśnienie niewielkich plamek, ujednolicenie kolorytu oraz na delikatne działanie ujędrniające. Z tych rzeczy to chyba ostatnią mogłam w jakiś sposób zaobserwować. Serum odrobinkę napina skórę, w przyjemny sposób, oraz łagodnie rozprostowuje pierwsze, zarysowujące się zmarszczki i linie mimiczne. Niby nic wielkiego, ale faktycznie twarz nabiera łagodniejszego, młodzieńczego wyrazu. Jestem przekonana, że to nie tylko działanie serum, bo używam w miarę rozbudowanej pielęgnacji także na wieczór, ale na pewno miało w tym swój udział, co mogłam zauważyć po włączeniu go do codziennego użytku. Na tym niestety koniec. Serum kosztuje w cenie regularnej ponad 100 zł, więc jednak spodziewałam się spełnienia także reszty postulatów, a tymczasem na obecne niewielkie przebarwienia nie miało zbyt dużego wpływu. Trzeba przy nim także dbać o nawilżenie, bo jest wodniste, szybko wysycha i choć może nie wysusza, to jednak nie daje komfortu skórze i po wchłonięciu skóra jest matowa w dotyku, co przy mojej przesuszającej się skórze twarzy na policzkach czasem potęgowało uczucie ściągnięcia. Podczas jego używania musiałam mieć pod ręką mocniej nawilżający krem na dzień, bo zdarzało się, że krem z filtrem delikatnie się rolował.
Tak więc pół na pół, a patrząc na cenę i obietnice, to jednak poniżej średniej. Trochę zbyt słabe, a mocno wodnista konsystencja i wchłanianie do matu potęgują to wrażenie, jakby serum za szybko wnikało. W połączeniu z brakiem efektownych rezultatów mam wrażenie, że to nie jest to czego szukam. Nie używało się go źle, ale wracać do niego nie planuję.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie