Ingrid Cosmetics Ingrid x Fagata, Villain Eyeshadow Palette Paleta cieni

Ta paleta skradła moje serce już na samym początku. Nie jestem jakaś fanką fagaty i szczerze mówiąc w ogóle mnie ona nie interesuje. Za to zainteresował mnie jej produkt i to bardzo. Idealnie wpasował się w moje gusta i preferencje. Piękne i głębokie kolory które są dobrze napigmentowane za relatywnie niewysoką cenę. Może kształt o sposób w jaki rozmieszczone są cienie nie jest dla mnie idealny ale nie o to w tym chodzi. Paletka jest użytkowa a cienie trwałe. Opakowanie zielone również do mnie nie przemawia ale za to to co jest w środku już tak.

Kolekcje kosmetyków Ingrid & Fagata widziałam jakiś czas temu w Rossmannie i o ile opakowania swoją kolorystyka mnie przyciągnęły to cena sprowadziła na ziemię. Ostatnio dużo porobiło się kosmetyków wydanych we współpracy z jakimiś influencerami, gwiazdkami internetu , młodzieżowymi guru . Przyznam że nie ciągnie mnie do takich kolekcji bo zazwyczaj są one drogie a jakościowo średnie. Wszystko zrobione naprędce aby wykorzystać popularność kogoś do sprzedania własnych produktów Mam 40 lat i nie nadążam za tym kto jest teraz na topie i nie miałam pojęcia kto to jest Fagata. Na potrzeby napisania tej recenzji troszkę poczytałam o tej dziewczynie. Paletę Villain kupiłam za 19,90 zł w Lidlu .Podoba mi się opakowanie w kolorze energetycznej limonki. Tak jak pisze na opakowaniu jest to idealny dzienniak . Znajduje się tam 6 cieni w kolorystyce różobrązów. Cztery maty i dwa błyski. - shy- matowy cielisty cień idealny pod łuk brwiowy - chill- zgaszony róż świetny na załamanie. - lovely- błyszczący rosegold najładniejszy z całej paletki - euphoria- błyszczący srebrzysty kolor który na skórze daje jasnoróżowy odcień - Innocent - matowy różowo-brzoskwiniowy kolor - kitty- matowy ciemny brąz Jednym słowem paleta jest Genialna. Dawno nie miałam tak dobrej jakościowo i dobrze dobranej kolorystycznie palety. Cienie mają mocną pigmentacje, nie wytrącają się podczas blendowania , nie robią prześwitów czy smug. Kolor jest jednolity i trwały przez cały dzień. Błyski zwłaszcza Euphoria troszkę się sypia ale na oku robią taki szał że brak słów. Mienią się na różne kolory w zależności od kąta padania światła . W konsystencji nie są suche, kredowe tylko takie aksamitne i idealnie napigmentowane. Wiem że w sprzedaży była jeszcze paleta bardziej kolorowa i bordowa i z chęcią bym je kupiła ale raczej są to już kosmetyki nie do dostania przynajmniej za tak niska cenę . Absolutnie nie żałuję zakupu i stwierdzam że musze lepiej przyjrzeć się kosmetykom Ingrid bo traktowałam je do tej pory po macoszemu.

Przyznam się szczerze i bez bicia, że nie nadążam za nowościami od Ingrid i jakoś zawsze postrzegałam takie marki wydające nowe produkty z prędkością światła za słabe jakościowo. Jednak kompaktowość paletki sprawiła, że zajrzałam do testera i przepadłam. Mimo, że nie pałam do Fagaty sympatią, tak samo z resztą jak do marki Ingrid, ale że nie miałam od nich żadnych cieni jeszcze no i jakość zaprezentowana na testerze... no skusiłam się. Być może gdyby nie promocja (44,99) i wolna gotówka to bym przeszła obok totalnie. Opakowanie zewnętrzne mi się podoba, choć zauważyłam, że jest matowe i tylko napisy są jakby podkreślone śliską warstwą - to że nie każda sztuka ma idealnie wpasowanie te "uszlachetnienie". Ale to moje zbo**enie zawodowe ;) W każdym razie opakowanie zewnętrzne jest ciekawe, można powiedzieć że minimalistyczne, ale czcionka jest fajna i kolory też. W środku zaś dostajemy podobiznę Agaty wysyłającą nam buziaka... ale wygląda całkiem estetycznie. Chciałabym tu wtrącić, że w każdej palecie jest jakieś foto z sesji Fagaty - i na żadnym nie ma użytych cieni z danej palety, jakby miała gołą powiekę (beżową) i czarny eyeliner. Mogliby dać foto w środku z jakimś przykładowym makijażem z danej kolorystyki - ale to takie moje czepialstwo. Najbardziej przydałoby się to w opcji Toxic - po co wypuszczać kolorowe cienie i ich nie użyć we własnej reklamie? Ale wciąż wydaje się, że paleta jest zrobiona porządnie. W końcu nie kosztuje 20zł i wypadałoby. Mamy tutaj 6 cieni. Mam wrażenie, i to będzie szokujące co napiszę - że dostajemy tu jakość Glamshopu. Ja jestem osobiście w szoku i jak wspomniałam - ominęłabym ten stojak szerokim łukiem, ale no kolory Villain i jakość mnie zaskoczyła i zaintrygowała. Naprawdę porządnie napigmentowane maty i dwa błyski - różowy opal i złoto-brzoskwinię (taki typu rose gold, które kocham). No ale przejdźmy do rzeczy. Cienie rozcierają się na oku jak bajka! Naprawdę świetnie się blendują, budują, łączą ze sobą. Cienie metaliczne suną taflą bez żadnego klejenia primerem. Do końca dnia siedzą na miejscu. Choć muszę przyznać że pod koniec dnia wyskakują nieco drobinki z cieni błyszczących, jakby ukazują się dopiero, bo tak to jednak tafla. Cienie są mięciutkie, nieco się pylą, ale blend mają niesamowity. No i kolorystyka tej palety po prostu urwała mi co trzeba ;) Nie sądzę, żeby skusiła się na pozostałe, bo cena no i po co mi, ale cieszę się, że mam chociaż tą Villain. Polecajka ode mnie :)