Maybelline New York Green Edition, Superdrop Tinted Oil Foundation Wegański podkład w olejku

To nie do końca jest podkład w olejku, ale zacznijmy od samego początku. Lubię lekkie, świetliste podkłady, ale które wyrównują koloryt i troszeczkę kryją szczególnie latem po takie sięgam, ale w inne pory roku też nie znoszę podkładowej maski zakrywającej absolutnie wszystko, moja skóra poprostu tego nie lubi, no chyba, że mówimy o specjalnych okazjach, ale w moim życiu nie ma ich zbyt wiele. Ten podkład zamówiłam z czystej ciekawości i jeśli dobrze pamiętam jest to w ogóle mój pierwszy podkład Maybelline, zawsze ich unikałam. Mam najjaśniejszy odcień 10, ktory idealnie stapia się z moją jasna, ale nie super białą karnacją. W ogóle podkład jest bardzo lejący i zamknięto go w opakowaniu z pipetką. Dla mnie to bez znaczenia, bo nie mam problemów z jego aplikacją, a robię to gąbeczką. Bardzo łatwo się blenduje i stapia z cerą i lekko wyrownuje koloryt cery, a to dla mnie bardzo ważne. Krycie jest powiedziałabym średnie w stronę lekkiego. Nie ukryje dużych zmian i nie będziecie z niego zadowolone jeśli wolicie mocno kryjące podkłady. Jeśli chodzi o jego konsystencję to nie jest on olejkiem, ale czuć jego silikonowatość, że tak to ujmę, choć ponoć silikonów nie posiada, więc może to co innego? W każdym razie jest pod palcami trochę inny niż lwia część podkładów, które znam. Z racji tego, że nie jest ciężki i nie osiada na twarzy jak maska nadaje się na każdą porę roku. A co wykończeniem? Nie jest ani matowe ani typowo rozświetlające, ot takie pomiędzy co mi pasuje. Przypudrowany trzyma się na mojej normalnej cerze cały dzień i nigdy nie zrobił mi nic złego. Fakt, że nie zachwycił mnie totalnie, że jestem w nim zakochana na zabój, ale moja cera wyglądała po nim poprostu ładnie i dobrze się w nim czułam. To naprawdę dobry podkład, wart polecenia jeśli szukacie czegoś innego i lubicie podkłady tej marki.