Douglas Collection Les Delices, Silky Lip Balm Cotton Candy Nawilżający balsam do ust wata cukrowa

Balsam zachęcił mnie do kupna uroczym słoiczkiem, przypominającym makaronik. Nie kosztował dużo (wtedy około 6zł). Pomimo mieszanych opinii w internecie, dałam mu szansę. Niektóre słoiczki ciężko się otwiera za pierwszym razem (miałam już kilka, bywa łatwiej i ciężej). Po otwarciu od razu czuć słodki zapach sklepu z cukierkami, przypominający dzieciństwo :D. Od razu widać idealnie gładką taflę różowego balsamu. Produkt można wydobywać palcem, aczkolwiek ja używam do tego specjalnej szpatułki, by nie zrobić bałaganu w słoiczku. Jest bardzo gęsty, w konsystencji przypomina masło, dlatego na ustach trzeba go dokładnie rozsmarować. Wówczas usta powinny być w jednolitym, zdrowym, delikatnie różowym kolorze. Błyszczy się jak na błyszczyk przystało. Kontrowersyjną kwestią dla wielu jest lepkość balsamu. Dla mnie osobiście jest to pozytywna cecha, ponieważ dzięki temu jest trwały i przylepia się do ust na stałe. Działa to niestety w dwie strony, przykleja się także mocno wszystko do ust (np. włosy na wietrze). Ja jestem gotowa na to poświęcenie. Jeśli chodzi o nawilżenie - działa bardzo dobrze i zabezpieczająco na moje wiecznie przesuszone usta. Dzięki swojej konsystencji jest także warstwą okluzyjną dla nich. Zapach na ustach nie jest aż tak wyczuwalny, chociaż zdarzało się, że po kilku godzinach noszenia znajomi w pobliżu zwracali uwagę na woń landrynek :) Trwałość - jest standardowa, jak w większości pomadek/balsamów. Ściera się, kiedy jemy, pijemy itd. Na szczęście kolor nie jest mocny i nie widać tego. Ciężko jest go kupić, udało mi się znaleźć go tylko w paru ofertach w drogeriach internetowych, głównie na Allegro. Podsumowując - jest to jeden z moich ulubionych balsamów do ust. Dobrze nawilża, zabezpiecza, ma odpowiadający mi kolor (są różne wersje kolorystyczne i zapachowe, które też zachwalam) i urocze opakowanie. Przez działanie wszystkie jego wady mogę mu wybaczyć. Z czystym sercem mogę go polecić osobom lubiącym słodycze, na pewno umili Wam dzień :)

Balsam Douglas Colection otrzymałam jako gratis do zakupu kosmetyków w serwisie aukcyjnym. To miły gest zwłaszcza, że zakupy nie były na jakąś zawrotną kwotę. Może i dobrze, że jako gratis bo wiem czego nie kupować ale o tym za chwilkę :)) Balsam umieszczony został w małym aluminiowym okrągłym pudeleczku z odkręcaną pokrywą. Samo opakowanie jest bardzo urocze. W kolorach bieli i różu z elegancką, złotą czcionką naprawdę mi się podoba. Na spodzie pudełeczka znajdziemy informację, że jest to Balsam, w kilku językach, oraz okres przydatności po pierwszym otwarciu to 12 mcy. Balsam jest koloru cukierkowego różu ale na ustach jest bezbarwny. Bardzo dobrze się go rozsmarowuje bo jest miękki. Zapach tego kosmetyku jest przesłodki ale taki że tą słodycz chce się czuć cały czas. Teoretycznie jest to zapach waty cukrowej ale mi się pierwsze co skojarzyło to jak byłam dzieckiem to były cukierki landrynki w metalowej puszcze i jak się je otwierało to odrazu buło czuć te cukierki. I tutaj jest tak samo :) sam Balsam jest klejący i nie dopasowuje się do ust, trochę jak wazelina. Najgorzej mnie denerwuje, że się lepi. Każdy włos który gdzieś tam zawiał przyklejal się do posmarowanych ust. Podsumowując dla zapachu chętnie bym go używała ale niestety jest klejący, a to go dyskwalifikuje nie patrząc na nic ;)