Cutis Maść konopna 20% 

Markę Cutis poznałam stosunkowo niedawno, gdy mąż wrócił od dermatologa - została mu polecona do pielęgnacji drobnej zmiany łuszczycowej. Widząc konopie wysoko w składzie, stwierdziłam, że przyłączę się do testów :) Maść otrzymujemy w prostej tubce. Wygodna w użyciu, nie ma problemów z dozowaniem, łatwo można ją rozciąć nożyczkami. Szata graficzna również mi się podoba - biel z szarymi i zielonymi akcentami. Jeśli chodzi o zapach to idealnie nie jest, ale jest nieco znośniej, niż w przypadku kremu, który cuchnął niemiłosiernie. Maść zazwyczaj ma swój specyficzny zapach i tutaj jest to samo, choć nie tak bardzo intensywnie jak w przypadku kremu, także da się przeżyć. Maść ma półprzezroczysty kolor, typową dla siebie tłusto-gęstą konsystencję. Wystarczy odrobina, aby pokryć dany obszar skóry. Mąż stosował ją na swoją zmianę łuszczycową i nie widział szczególnych efektów, więc w stricte chorobowym stanie u nas się nie sprawdziła. Ja stosowałam ją z kolei na szorstkie okolice kolan, łokci i pięt i było ok, choć przyznaję, że po takim aptecznym produkcie spodziewałam się więcej... Skóra była ukojona, suche skórki i zadziory zniknęły, ale to efekt bardzo krótkotrwały, wystarczy dzień sobie odpuścić i wszystko wraca do normy. Pewnego razu nałożyłam ją na całą twarz, gdy czułam dyskomfort po wysuszającym żelu i ku mojemu zdziwieniu, skóra nie była zatkana i zaklejona (mimo petrolatum w składzie), lekko błyszczała, ale produkt nieźle się wchłonął. Może komuś pomoże - jak dla mnie produkt zbędny. Nie pomaga w stanie chorobowym, do celów kosmetycznych też mam lepszych kandydatów.