Dwa dni temu (28.12) Biedronka zrobiła super promocję na kosmetyki (drugi tańszy za złotówkę), "z której skorzystałam wyjątkowo skwapliwie" ;) i tym samym dochrapałam się całej kolekcji od Red Lipstick Monster we współpracy z Bell. Pojechałam z Tatą do Biedronki i tam kupiłam dwa cienie - Aurorę oraz Polar (Solar był ze mną od przeszło miesiąca - ten kupiła mi Mama - i może od niego zaczniemy).
Cienie zamknięte zostały w prostopadłościennym opakowaniu z porządnego przezroczystego plastiku. Kształt na to nie wskazuje, ale w jakiś sposób przypominają mi sople lodu. Może to ta transparentność, ostre kanty, holograficzny napis ze srebrnej folii, fioletowa zakrętka i oczywiście błyszczące cienie odpowiadają za to wrażenie. Zwłaszcza "Polar"! Oj, ten jest szczególnie lodow(at)y! Aż można się wzdrygnąć z zimna patrząc na niego. :D ale o nim zaraz. Chciałabym zacząć od tego, którego znam chyba najlepiej, czyli od wariantu "Solar".
• Solar można pomylić z błyszczykiem - jest taki landrynkowo różowiutki. Ma w sobie szlachetne złote drobiny. W zależności od kąta padania światła staje się zielony (seledynowy) opalizujący do żółtego - wówczas ślicznie podbija moją zielonkawo-złotą tęczówkę, natomiast gdy pozostaje różową landynką ze złotymi drobinkami podkreśla kolor moich oczu na zasadzie kontrastu. Kolor trafiony w punkt. Nazwa "Solar" jest świetnie dobrana, gdyż ten cień wygląda jak niebo o zachodzie słońca - jest róż, jest złoto, jest opalizujący oranż, jest żółte przejście do szmaragdowo-limonkowej zieleni, jest nawet odrobinka srebrzystego błękitu... To najcieplejszy odcień z całej trójeczki. Bardzo udany słoneczny kolor.
No i jak on się świeci! Jak on cudnie opalizuje! To nie powinno nikogo dziwić, gdyż jest to cecha, która łączy wszystkie te cienie - tak inne, a z tak identyczną intensywnością błyszczące!
• Aurora - jak sama nazwa wskazuje - przypomina zorzę polarną. Srebrzysty fiolet przechodzący w róż, z całą masą różnokolorowych holograficznych drobinek - tutaj jest i czerwień, i zieleń, i złoto, i srebro, i niebieskości w różnych odcieniach. Mieni się jak ametyst i zorza polarna jednocześnie. Przepiękny, cukierkowy, a jednocześnie dosyć 'mętny'. Troszkę jak łuska jakiejś cudnej akwariowej rybki. Zresztą ten efekt 'rybiego ogonka' można równie dobrze przypisać Solarowi. Błyszczy, migocze, opalizuje i hipnotyzuje. Moja zielona tęczówka z tym cieniem wygląda absolutnie zjawiskowo - jest podkreślona za sprawą kontrastu jaki tworzy z nią fiolet i róż, zaś zielone drobinki układające się w zielono-żółtą taflę, pod odpowiednim kątem są niemalże 'przedłużeniem' barwy mojego oka - tak rewelacyjnie są zgrane.
• Polar to mój najświeższy nabytek i jest mi najmniej znany - ale równie pokochany jak reszta jego braci. Jest to teoretycznie najchłodniejszy, najbardziej zimowy cień z całej trójki. Można go nazwać Perełką, Śnieżkiem/Śnieżką/Śnieżynką, Szronkiem, Sopelkiem Lodu, Królową Śniegu i każda z tych pieszczotliwych nazw odda ten kolor bardzo dokładnie. Ale został nazwany "Polarem" - co pasuje jak ulał (a przy okazji rymuje się z "Solarem" ;)). Srebrzysta lodowa perła... w koronie Królowej Śniegu. Z daleka wygląda... po prostu ładnie, estetycznie, dostojnie - jak perła. Myślicie, że w cieniach do powiek to nic specjalnego? Gwarantuje, że ta chłodna perła rozgrzewa się i opalizuje w świetle od brzoskwini aż do pączka róży. Nosi w sobie srebrne, zielonkawe, różowe, złote i niebieskie drobinki - wygląda to kosmicznie i niesamowicie zaskakuje. To ci dopiero efekt "WOW"! 0.0 Oprócz tego, że jest PRZEPIĘKNY i na sezon zimowy jak znalazł (można udawać, że powieki są zlodowaciałe, zmrożone, pokryte szadzią, aaa... jednoczeeśnie - rozpromienione zdrowym słonecznym promieniem wiosennego słońca - o, taki Przebiśnieg z niego! :)), to wydaje mi się, że ten odcień wielu z was może podpasować jako błyszczący akcent nawet w codzienny makijażu. Śliczny, użytkowy i niebanalny!
Zapewne interesuje was formuła. Na początku jest mokra i gotowa do zabawy ;) Tak jak kolory i efekt daje nam niebanalny, tak do malowania powiek jest banalna. Nic prostszego! Aplikator w kształcie małego kopytka jest bardzo wygodnym przyrządem do fikania po powiece. Zadziwiająco precyzyjny i to nim najbardziej lubię nakładać kosmetyk (próbowałam palcem i pędzelkiem - wygodnie, szczególnie jeśli chcecie uzyskać efekt migotliwych drobinek). Prędkość wysychania cienia jest świetnie odmierzona :D akurat można pokryć całą powiekę bez pośpiechu, że nam zaschnie w trzy sekundy, równocześnie nie trzeba 'godzinę' czekać z zamkniętymi oczami w obawie, że coś nam się odciśnie. Po zaschnięciu cień trzyma się skóry idealnie, jest tytanicznie trwały (wytrzymuje od świtu do zmierzchu w stanie nienagannym; przespałam się z nimi w ramach testów i... owszem jedna warstwa trochę się starła, ale druga POZOSTAŁA :D), nie pozostawia skorupki, nie podkreśla nierówności powieki; rzecz oczywista - jeśli będziecie ciągle pykać po nim paluchem, to choć większą część zostanie na powiece, na palcu odcisną się resztki. Demakijaż nie zajmuje dużo czasu, jednak pojedyncze drobinki zawsze zostają (używam w tym celu płynu micelarnego od Mixy i wody; a czasami także i pianki do mycia twarzy; nie używam olejków - te może są skuteczniejsze).
Intensywność cieni można budować - jeśli lubicie subtelną iskrzącą się migotkę, to ten efekt uzyskanie przy jednej warstwie. Gdy to dla was za mało, po wyschnięciu jednej, możecie dołożyć drugą warstwę i wtedy będziecie miały (mieli?) powiekę pokrytą prawdziwą taflą - lodu, słonecznego blasku, czy zorzy polarnej. Do wyboru, do koloru. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że ten wybór wcale nie jest taki prosty... Każdy z nich jest bajeczny i czarodziejski!
Z rzeczy ważnych - pamiętajcie, by dobrze zakręcać cień!!! Macie usłyszeć 'pstryk', a krawędź nakrętki ma się dokładnie złączyć z krawędzią fiolki i tworzyć z nią linię prostą (ciężko to "chodzi", więc odejmuję gwiazdkę przy ocenie opakowania).
Radzę też uważać na aplikację przy kąciku oka - miejcie je zamknięte w momencie rozblendowywania cienia w tym miejscu, bo może was lekko zapiec oko, kiedy się do niego dostanie odrobina produktu. I od strony BHP to wszystko! :)
Byłam dziś w Biedronce i okazało się, że kosmetyki od RLM zniknęły z półek. Możecie je zamówić na sklepie Bell lub polować na Vinted. Naprawdę warto. Taki cień to kosmetyczny skarb! ♥️ Polecam serdecznie wszystkim wielbicielom dyskretnie żarzących się kolorowych iskierek, jak i opalizującej konkretnej tafli bijącej po oczach z odległości kilku(set? :D) (kilo)metrów :D
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie