Ryga wymiata...
bo firma, wbrew informacji w zgłoszeniu, pochodzi z Łotwy, a nie z Litwy. To kolosalna różnica, jak zapewne wiedzą ci, którzy mieli okazję być w obu tych krajach. Tyle tytułem wstępu i mądrzenia się.
Krem ma fenomenalny skład, zapach dosłownie odejmujący mowę z zachwytu i niedowierzania oraz opcjonalnie dwa kolory: złoty beż i różowy beż.
Wbrew pozorom, nie ma znaczenia jaki kolor wybierzemy, ponieważ krem naniesiony na skórę - znika (w sensie koloru). Wybrałam opcję Golden Beige, dopasowaną do ciepłego, żółtego koloru mojej karnacji. Na ręku wydaje się ciemny niczym dla murzynek. Na średniej europejskiej karnacji - znika, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Tak więc walory makijażowe tego kremu uznać można za kwestię prawie nie istniejącą, w razie gdyby ktoś miał nadzieję na krycie czy zamaskowanie czegokolwiek. Biorę jednak poprawkę na to, że żadnego koloru nie widać, bo produkt ma po prostu dokładnie taki kolor jak moja karnacja. Stąd jego niewidzialność.
Walory pielęgnacyjne oceniam wysoko, tyle, że trochę nie pasują do mojej tłustej cery. Krem, jak na eko przystało, nie zatyka oczywiście skóry ropą naftową czy plastikiem. Jednak jest zdecydowanie nawilżający i mimo pozornej lekkości, po krótkim czasie powoduje przetłuszczenie całej twarzy. Obecność rzekomego filtra (dwutlenek tytanu) to rzecz dyskusyjna. Producent nie deklaruje żadnego faktora, co już mówi samo za siebie. Dwutlenku tytanu, owszem, można się doszukać, jednak dopiero na samym końcu składu, w charakterystycznym dopisku MAY CONTAIN. No cóż, MAY to zdecydowanie za mało :D
Jak na moje kryteria, to filtra tu po prostu nie ma. Nie jest to jednak wada, filtr mam w kremie z filtrem, a w recenzowanym produkcie chodziło mi o coś innego.
Tyle, że tego "czegoś innego" również tu nie otrzymałam aż w takiej dawce, na jaką liczyłam. Potencjał koloryzujący czyli upiększający jest tutaj naprawdę minimalny (na moim typie skóry i karnacji), zaś rodzaj pielęgnacji nie pasuje w stu procentach do mojego trudnego typu cery (choć gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że krem jest naprawdę lekki!). Na plus zaliczam oczywiście ultra dobroczynny skład, wspomniany zapach, wielką delikatność produktu i co za tym idzie - brak jakichkolwiek szkód wyrządzonych skórze. Nadal czasami używam tego kremu, na dzień, na krem Sanoflore lub fluid Lavery, gdy nie ma słońca. Bo mimo wszystko czuję się z nim na twarzy jednak ładniej niż bez niego. Wielki podziw dla produktów tej marki, moja wielka osobista sympatia do Rygi (na równi z niedalekim Tallinem) i moja szczera nadzieja, że ten krem spełni oczekiwania osób z cerą suchą lub normalną. Z pewnością warto spróbować.
Używam tego produktu od: dwa miesiące
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie