Od kilku lat moje wybory podkładowe na co dzień to produkty lekkie, niekoniecznie kryjące, dające efekt własnej skóry, ale jednak sprawiające, że wygląda ona świeżo i nie jest zmalowana tylko pokryta delikatnym produktem. W codziennym makijażu unikam ciężkich, matujących mazi, gdyż moja dojrzała cera nie toleruje ich już w żadnym stopniu i wyglądam w nich po prostu źle.
Czasami jednak, podczas jakiś większych wyjść i chcąc zapewnić sobie większy komfort, korzystam z tego typu produktów.
Od jakiegoś czasu gości w mojej kosmetyczce właśnie ten podkład. Decydując się na jego zakup byłam trochę pełna obaw, że będzie zbyt ciężki i oblepiający (wszak większość grzmi w opiniach, że to trochę taki ELDW).
Cóż mogę więc napisać na jego temat, jako posiadaczka wspomnianej wcześniej cery mocno dojrzałej, mieszanej, skłonnej do zapychania i niezbyt lubiącej się już z betonowymi produktami?
Jest dobrze, a nawet bardzo. Zacznę od kolorystyki. Biorąc pod uwagę sporą rozpiętość gamy kolorystycznej, można ze spokojem dobrać właściwy odcień. Jednak trzeba troszkę uważać, gdyż na mieszanej cerze potrafi minimalnie oksydować. Nie jest to jakaś bardzo widoczna i przeszkadzająca zmiana, ale wprawne własne oko wychwyci tę różnicę. Mam kolor nr 11 natural, do mojej kolorystyki skóry wpasowuje się idealnie, ale biorąc pod uwagę fakt, że mam ciemniejszą, jak na warunki słowiańskie, karnację to taki typowo naturalny to on nie jest. Także nie radzę kupować w ciemno.
Podkład ma lejącą konsystencję, ale jako że butelka wyposażona jest w dozownik to nie ma problemu z podaniem odpowiedniej ilości produktu. Nic się nie zacina i nie pryska.
W perfumerii konsultantka, malując mnie nim pierwszy raz, nakładała go pędzlem (ponoć dedykowanym do tego kosmetyku). Ja jakoś nie lubię tego rodzaju aplikacji i korzystam ze zwilżonej gąbki. Ten sposób jest równie skuteczny. Nie zauważyłam żadnej różnicy w wyglądzie na skórze, zatem nie musiałam uskuteczniać czarów z pędzlem.
Aplikuje się go bardzo dobrze. Rozprowadza się równomiernie, bez żadnych smug. Moim zdaniem kluczem do tego produktu jest nakładana ilość. Jak już wcześniej wspomniałam, aplikuję go wilgotną gąbką. U mnie wystarczy jedna pompka by pokryć całą twarz. W przypadku większej ilości trzeba pamiętać by wklepywać go punktowo i ostrożnie bo można zrobić sobie krzywdę. To nie jest lekki podkładzik, tylko solidny produkt i wymagający większego skupienia, by nie wylądować z maską na buzi. Zalecam więc ostrożność, szczególnie cerom dojrzałym, bo o ile młodość ze szpachlą na buzi ma jeszcze szansę jakoś wybronić się sama, o tyle panie w eleganckim już wieku nie.
W mojej ocenie podkład jest kryjący. Jak bardzo? Ja twierdzę, że solidnie kryjący, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że przyzwyczajona jestem do lekkich kosmetyków, kryjących tyle o ile więc taki mocarz może w tej chwili wydawać mi się solidny.
Podkład świetnie wygładza, idealnie przykrywa pory (oczywiście na tyle, na ile może zrobić to podkład).
Jest z grupy trwałych kosmetyków. Wytrzymuje długie godziny na skórze, nie przesuwa się nigdzie, nie znika i nie migruje w nieznane. Doskonale utrzymują się na nim pozostałe produkty jak np. puder, róż czy bronzer.
Nie wyświeca się nieestetycznie, po kilku godzinach na mieszanej cerze widać glow, które wedle uznania można odcisnąć zwykłą chusteczką, ale nawet jeśli tego nie zrobimy, to w dalszym ciągu nasza buzia będzie wyglądała dobrze.
Nie podkreśla zmarszczek, nie włazi tam gdzie nie jest proszony, nie ciastkuje się. Owszem, po iluś godzinach z nim na twarzy czuć, że coś tam na tej buzi jest i żyje, ale nie są to odczucia graniczące z natychmiastową potrzebą pozbycia się go.
Nie jest to dla mnie produkt codzienny, wolę lżejszy image, ale uważam go za bardzo dobry kosmetyk, idealnie wpisujący się w długotrwałe produkty i zapewniający bardzo dobry wygląd od momentu aplikacji do zmycia. Z pewnością zostanie u mnie na długo.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie