Czegoś tak fatalnego się nie spodziewałam.
Mój naturalny kolor to jasny brąz (zgodnie z tą kolorystyką - 600 ciemny blond, może nawet 700 Średni blond). Miałam blond ombre. Po kilku miesiącach postanowiłam się tego pozbyć. Ścinać 15 cm nie chciałam, więc pomyślałam o zafarbowaniu. \'Zrobię to u fryzjera, to specjalista, wszystko będzie dobrze\' - pomyślałam. Nigdy w życiu się tak nie myliłam. Już raz przeżyłam fatalną czerń z powodu pomyłki z farbą, nie chciałam znowu do tego dopuścić.
Nie znałam się wtedy za bardzo na włosach. Tym bardziej nie na farbowaniu. Fryzjerki po obejrzeniu moich włosów zgodnie stwierdziły: trzeba pofarbować całość, nie same końcówki, kup mus Palette w kolorze ciemny blond i przyjdź do nas. Zaufałam.
Kupiłam tanią piankę, zapłaciłam chyba 12 zł. Weszłam do salonu pozytywnie nastawiona. 7363236 razy pytałam, czy nie wyjdą czarne. \'Nie, nie ma mowy\'. Ok, wierzyłam. \'A jeżeli wyjdą za ciemne to bardzo szybko się te pianki spłukują.\' I co? No i nie wyszły czarne. Wyszły tak ciemno brązowe, że prawie czarne. Byłam na szczęście po lekturze opinii na Wizażu, więc wiedziałam, że kolor wyjdzie ciemniejszy i szybko się spłucze. Tylko dlatego nie wyjęłam swojego miecza świetlnego i nie odrąbałam głowy fryzjerce.
Szkoda, że się długo nie spłukiwał. Po przyjściu do domu tego samego dnia umyłam włosy jakieś 5 razy. Na szczęście miałam ferie, więc siedziałam 5 dni i dzień w dzień myłam włosy conajmniej dwukrotnie, używałam cytryny, miodu. Nic nie schodziło. Byłam załamana, miałam ochotę nie wychodzić z domu, a tu szkoła się zbliża.
Przechodziłam 3 tygodnie w kokach, w których nie wyglądam najlepiej, nie mogłam patrzeć na ten obrzydliwy ciemny kolor i tandetny błysk. Przy okazji robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby się tego prawie że czarnego pozbyć.
Teraz, po ponad 3 miesiącach walki, mogę powiedzieć, że się udało. Ale ile nerwów, płaczu i pieniędzy mnie to kosztowało. Hektolitry wody, litry soku z cytryny, kilogramy miodu, opakowania sody, szampony oczyszcające, rumiankowe, płukanki miodowo-cytrynowe. To wszystko, aby naprawić efekt tego świństwa, które wyrządził mi ten mus.
Moje włosy mają teraz nawet ładny kolor - połowa włosów idąc od nasady chyba nie zawiera już żadnej farby, jest w moim naturalnym kolorze, bo odrosty nie są w ogóle widoczne. Za to od połowy w dół są trochę ciemniejsze i w świetle... rudo-czerwone. Tego też się obawiałam. No nic, przede mną płukanki z gencjany i farba z korzenia rzewienia, wierzę, że i tego da się pozbyć. Póki co intensywnie zapuszczam włosy, aby je wkrótce ściąć bez wielkiego szoku i aby całkowicie pozostałości tego musu się pozbyć.
Podsumowując, produkt być może by się nadał, ale na rozjaśniane włosy bierzemy o 2, o ile nie o 3 tony jaśniejszy odcień! Ja powinnam użyć 800 czy 900. Niestety, takiej wiedzy wtedy nie posiadałam. Fryzjerki też nie, przez tą pomyłkę straciły stałą klientkę.
Są też i dobre strony tej pomyłki (ciężko mi tak na to patrzeć, ale jednak) - od tego fatalnego wydarzenia zaczęło się moje włosomaniactwo i chęć powrotu do naturalnego koloru włosów, nawet go pokochałam, pomimo tego że właśnie z powodu jego przeciętnośći po raz pierwszy sięgnęłam po farbę. Po półtorej roku farbowania wiem, że już nigdy się na to nie skuszę, a już na pewno nie na ciemniejszy kolor. Dni z czarnym kolorem włosów na głowie to najgorsze dni mojego życia.
Używam tego produktu od: styczeń 2013
Ilość zużytych opakowań: pierwsze i ostatnie