Perfumy kupiłam w prezencie dla mamy. Po jakimś czasie stwierdziła, że zapach jest dla niej za lekki (gustuje w Chanelach, Kenzo i Palomie Picasso), i oddała mi go. Jakiś czas przeleżał w szafce, przypomniałam sobie o nim pod koniec ubiegłego roku. Pierwsza reakcja należała do mojego męża. Obwąchał mnie gorliwie i stwierdził, że nie pachnę sobą, że zapach, który noszę nie jest mój. Jest to jedyna reakcja na Valentinę, jakiej się od niego doczekałam.
Spodziewałam się zapachu spektakularnego, pełnego słodyczy, soczystości i miękkości. Jedyne, co mogę o nim powiedzieć, to, że jest lekki, za lekki (mama miała rację). Oraz równie ulotny, znika po 2-3 godzinach. Wszystko co w nim najlepsze, wychodzi zaraz po aplikacji. Wtedy dostaję od niego, tę chwilową nutę słodyczy należącej do poziomki, pomarańczy i jaśminu. Po jakimś czasie zapach przypomina skórę zaraz po wyjściu z kąpieli. Pachnie po prostu czystością. Nie ma w nim żadnych uczuć, skojarzeń czy wspomnień. Nie wywołuje u mnie żadnych emocji. Jest zwyczajny, najzwyklejszy w świecie.
O ile Ricci Ricci czy L. Lempicką zrobiłam furrorę wśród ludzi, to Valentiną nikt się zbytnio nie przejął.
Zapach, który noszę jest dla mnie nie mniej ważny, niż ciuchy, które mam na sobie. Ubrana w Valentinę, czuję się jakbym miała na sobie dres, który w domu jest wygodny, lecz poza nim, absolutnie nie na miejscu.
Jakiś czas później:
Po dłuższej przerwie od Valentiny, wstyd przyznać ale zatęskniłam za jej zwyczajnością. Aby odpocząć od feerii ciężkich zapachów, skusiłam się na kolejny flakon. Przyniosła mi ulgę swą miękkością i znów doceniam jej lekkość. Idealnie nadaje się na codzień. Do zbyt obszernego, miękkiego swetra i ulubionych dżinsów, dokładnie za tym tęskniłam. Znów zaczęła mi się podobać i jest mi źle, że tak ją oceniłam. Zmęczona zbyt długim używaniem Valentiny, dałam się ponieść i wystawiłam krzywdzącą recenzję. Znów się polubiłyśmy i jestem na najlepszej drodze, by mocno ją pokochać!
Używam tego produktu od: Roku
Ilość zużytych opakowań: Jedno pełnowymiarowe, 50ml