Róż mam od 4 miesięcy. Kupiłam go spontanicznie. Poczytałam kilka opinii na jego temat i stwierdziłam, że musi być mój.
Na szczęście zdążyłam kupić go stacjonarnie w Marrionaud. Mogłam zobaczyć kolor nie tylko na obrazku.
Róż, jak wiele dziewczyn pisało ma chłodny, wrzosowo-różowy kolor. Idealnie nadaje się do chłodnych typów urody, ale nie tylko. Orzeźwia i neutralne, i ciepłe karnacje.
Ja mam puder w odzieniu żółtym/lekko brzoskwiniowym. Rumienię się w odcieniu identycznym, co odcień Down Boy. Odpowiednio nałożony dodaje cudownej świeżości. Jak żaden inny kosmetyk. Dziewczęcego blasku.
Grunt to mieć odpowiedni pędzle i nie przesadzić. Róż jest bardzo dobrze napigmentowany. Trzeba go umiejętnie nałożyć. Nie wolno ciapnąć pędzlem do opakowania, a później na środek policzka, bo nawet miotłą ciężko będzie taką plamę rozetrzeć. I to z każdym różem, który jest dobrze napigmentowany.
Ja uczyłam się go nakładać dwa miesiące. Próbowałam na różne sposoby, w końcu znalazłam idealny dla siebie.
Jeżeli masz małą buzię nie kupuj pędzla do różu, a do konturowania. Ja właśnie takim do różu robiłam sobie krzywdę. Nie uzyskiwałam efektu delikatnego rumieńca, raczej niezdrowego zaróżowienia, który podkreślał naturalne zaczerwienienie moich policzków.
PLUSY:
- kolor. Po własnym przykładzie wiem, że nie tylko dla chłodnych karnacji.
- pigmentacja. Plus i minut, ale dobrze napigmentowany kosmetyk aplikuje się krócej i jest wydajniejszy.
- gramatura. Prawie 10g, to dużo, starszy na długo.
- desing. Chyba każdy kocha The Balm za tą retro stylistykę. Pudełeczko z Down Boya moim zdaniem jest najładniejsze z pośród 3 braci (Frat i Cabana Boy)
- trwałość. Utrzymuje się cały dzień.
- skład. Co prawda ma aluminium, jak większość produktów The Balma, ale zero parabenów i większej ilości szkodliwych składników.
- cena. Nie lubię słuchać opinii, jak to inni narzekają na ceny The Balm. W stosunku do jakości te ceny to bajka w porównaniu na przykład do Benefita. Za ich róże musicie płacić 3x tyle. Tutaj cena jest minusem. Z The Balmem cena jest przystępna. Kosmetyki są mega wydajne. Lepiej dołożyć 30 złotych, niż kupować pierwszą lepszą szmirę z drogerii albo Inglota. Róż starczy spokojnie na kilka lat.
MINUSY:
- przede wszystkim dostępność. Mam nadzieję, że po wycofaniu się Marrionaud z Polski, The Balm zagości w jakiejś innej drogerii stacjonarnie.
- trudność w aplikacji. Trzeba się nauczyć, jak dobrze aplikować ten róż. Metodą prób i błędów. Jeżeli ktoś nie miał wcześniej tak dobrze napigmentowanych kosmetyków, może mieć problem. Wszystko jest jednak kwestią nauczenia się. Ale myślę, że lepiej trzymać się zasady: mniej znaczy lepiej. Nikt nie chce mieć policzków jak jedna pani z Google, kiedy wpiszę się frazę DOWN BOY THE BALM.
Pytanie, czy kupiłabym ten kosmetyk ponownie w przypadku kosmetyków do pielęgnacji się sprawdza, jeżeli jednak chodzi o tak wydajne produkty jak np. róże, ciężko mi odpowiedzieć na pytanie, czy kupiłabym ten kosmetyk znowu. Po 2-3 latach człowiek ma ochotę na zmianę. W końcu i nasza cera się zmienia i my - począwszy od koloru włosów, po modę, preferencje kolorystyczne, a kończąc choćby na naszym stylu życia.
Z całą pewnością poleciłabym ten produkt każdemu, kto lubi mieć rumieniec na policzkach.
Stosuję zarówno jako róż i jako cień. Mam niebieskie oczy i pięknie właśnie orzeźwia spojrzenie, ale dla brązowo, zielono i szarookich też powinien pasować.
To jasny kolor, należy mieć tego świadomość. Jeżeli ktoś ma bladą, jasną, średniociemną karnację sprawdzi się idealnie. Jak można jednak zarzucać, że róż jest za jasny i nie może być różem? Dla mnie to niepoważne.
Używam tego produktu od: 4 miesiące
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1