Cała jestem w tym Klubie.
Długo zastanawiałam się czy wystawiać recenzję tym lakierom, mimo że mam, używam, cenię i ciągle dokupuję nowe. Wahałam się, bo zawsze i wszędzie używam bazy i topu, a ten ostatni ma przecież gigantyczne znaczenie, jeśli chodzi o trwałość. Ale ostatecznie poza trwałością, kilka innych cech też jest dość istotnych ;)
Do rzeczy: stosunek ceny do jakości jest, moim zdaniem, w miarę atrakcyjny – 17zł za 15ml i 10zł za 7ml. Biorąc pod uwagę, że lakiery są sprowadzane ze Stanów, to niezły wynik. Ponadto (i jestem tym faktem niewypowiedziane miło zaskoczona) firma udowodniła, że zmiana szaty graficznej na buteleczkach i samych buteleczek (zmiana nakrętki z plastikowej na gumoplastik – milszy w użyciu) nie musi iść w parze ze wzrostem cen (wstydź się, Orly!). Miniaturki lubię za to, że są w rozsądnym rozmiarze siedmiu mililitrów, co nie skutkuje tym, że jest mi żal ich używać, bo zaraz się skończą :D
Pędzelek jest hmm… „normalny” – standardowy, miękki, niepłaski, nieścięty, mam wrażenie, że jest ciut szerszy niż ten w Chinkach. Bardzo wygodny w użytkowaniu. Nakrętka nie należy do najwęższych, ale nie utrudnia pracy i dobrze leży w dłoni (palcach?).
Wracając jeszcze do trwałości: faktycznie kilka kolorów przetestowałam na stopach w ramach pedi, bez bazy i topu albo tylko bez topu. Trzymały się naprawdę nieźle, Mrs. Robinson nawet imponująco – do samego zmycia, czyli ponad tydzień w bardzo dobrym stanie. Nie będę jednak wyrokować na ten temat, bo myślę, że użyłam w ten sposób za mało kolorów.
Konsystencja nowego lakieru jest rzadka, świetna według moich upodobań. Jak świat długi i szeroki kredowe kremy zawsze będą nieco gęściejsze niż na przykład glassflecki, a te o żelowym wykończeniu trochę bardziej galaretkowate, ale taka uroda wszystkich lakierów, poza tym te różnice są czasem naprawdę minimalne i nie utrudniają użytkowania. Nie zauważyłam, żeby CC gęstniały szybciej niż inne marki.
Pigmentacja i krycie, jak zawsze, zależą od danego koloru i wykończenia. Teraz w kilku słowach o poszczególnych kolorach, których używałam:
Blue Heaven – bardzo moce, liniowe holo, dwie warstwy do krycia, pierońsko drogi :/
Worth the Risque – bardzo delikatne liniowe holo, dwie warstwy do krycia
Fashion Addict – delikatne liniowe holo, dwie warstwy do krycia
Revvvolution - delikatne liniowe holo, dwie warstwy do krycia
Wild at Heart – średnie liniowe lub rozproszone (zależy od wersji) holo, jedna warstwa do krycia
Ruby Slippers – czerwona żelkowa baza z czerwonym drobnym brokatem, dwie warstwy do krycia, cudo
Mrs. Robinson – krem z minimalnym dodatkiem żelka, dwie warstwy do krycia, wysycha do półmatu, kolor-legenda
Red Velvet – czerwone drobinki w czarnej żelkowej bazie, dwie warstwy do krycia
Look, don’t Tusk – lekko kredowy/ prawie normalny krem, dwie-trzy warstwy do krycia
Poetic Hues – kredowy krem, dwie-trzy warstwy do krycia
East Austin – pastelowy, kremowy neon, dwie-trzy warstwy do krycia
Bright Night – krem, dwie warstwy do krycia, ale uwaga! moja wersja to bubel z opadającym na dno pigmentem, który jest na tyle „ciężki”, że nie da się go porządnie wymieszać z resztą lakieru, może to jednostkowy przypadek
Wild Cactus – krem, mocna pigmentacja, jedna warstwa do krycia
Warhol – neon, wysycha do półmatu, dwie warstwy do krycia, niesamowity kolor
Youthquake – neon, dwie warstwy do krycia, kolor do zakochania
Jackie Oh! – neon, o ton różniący się od koloru poprzedniego, dwie warstwy do krycia, nazwa adekwatna
Red de Rio – lekko żelkowy krem, dwie warstwy do krycia
Glitter Envy – drobny holo brokat w zielonej lekko neonowej bazie, dwie-trzy warstwy do krycia
You got Soul-ar – drobny holo brokat w pomarańczowej, neonowej bazie, dwie warstwy do krycia
Alias – glassfleck, duochorm, dwie warstwy do krycia
La Petite Mint-Sieur – krem na pograniczu z żelkiem, dwie-trzy warstwy do krycia
Poptastic – kremowy neon, dwie warstwy do krycia
Sklep polskiego dystrybutora jest świetnie zaopatrzony, nowe kolekcje pojawiają się szybko, więc, jak dla mnie, problem z dostępnością nie istnieje.
Nie wystawię innej oceny niż pięć gwiazdek, może trochę z sentymentu, ale i tak CC na to zasługują. Poza Bright Night żaden nie sprawił mi przykrej niespodzianki, a wszystkie inne tylko poprawiły humor :)
Używam tego produktu od: pierwsza flaszka otworzona w 2012r.
Ilość zużytych opakowań: 22