Trudny w użyciu, acz efekt daje piękny.
Tusz kupiłam za bodajże 25 złotych. Wówczas w "Rossmannie" prawie wszystkie tusze firmy "Astor" były przecenione i długo zastanawiałam się nad tym, który wybrać. Mimo iż nie przepadam za silikonowymi szczoteczkami, skusił mnie bezkonkurencyjnie przyciągający wygląd maskary "Lovely Doll". Jako że uwielbiam testować nowe kosmetyki, nie mogłam się doczekać, aż jej użyję. Pierwszemu użyciu towarzyszyła całkiem pokaźna wiązanka. Pomyślałam sobie, trudno, muszę przyzwyczaić się do czegoś, czego długo nie używałam. Niestety następnym i następnym razem było tak samo. Co prawda, używam tego tuszu od niedawna, więc możliwe, iż jeszcze ulegnie to zmianie, aczkolwiek nie mogłam się powstrzymać od dodania swojej opinii już teraz. Przejdę więc do sedna. Maskara niemożliwie skleja rzęsy. Sądzę jednak, iż jest na to rada. Wystarczy dokładnie, ale to naprawdę dokładnie zmyć z nich kosmetyki, których to chcemy już się pozbyć i jeszcze dokładniej rozczesać rzęsy przed nałożeniem maskary. Wiem, że to działa, jako iż na jednym oku moje rzęsy są wręcz idealne, na drugim zaś, zdeformowane przez tusz po jego pierwszym nałożeniu na nie dość rozczesane rzęsy, wciąż nie chcą się dostatecznie rozczesać, efektem czego tusz nadal je skleja. Drugi minus, który właściwie tylko w połowie nim jest, to szczoteczka. Nie żebym, tak jak większość oceniających, miała coś przeciwko dużym szczotom. Mimo iż moje oczy są, proporcjonalnie do całego ciała, małej wielkości, lubię malować się takimi szczoteczkami, gdyż za jednym zamachem sprawiają one, iż wszystkie moje rzęsy są pomalowane. Chodzi raczej o to kółeczko na samej górze. Ma nam ono pomagać dotrzeć do tych najkrótszych rzęs i, faktycznie, pomaga, natomiast nieco przeszkadza w czymś innym. Jeżeli zauważymy jakieś dwie czy trzy słabiej pomalowane rzęsy i chcemy potraktować je szczoteczką ułożoną prostopadle do nich, ażeby nie zahaczyć przypadkiem innych rzęs i nie nakładać na nie kolejnej warstwy kosmetyku, mamy nieco utrudnione zadanie.
Przejdę jednak do plusów, które zajmą znacznie mniej miejsca, z czego się cieszę, jako że zwrócą większą uwagę leniwych, a mimo wszystko zdecydowanie zachęcam Was do zakupu tego tuszu:
Jeżeli macie trochę więcej czasu (a ja obecnie mam) i lubicie się bawić w rozczesywanie rzęs, efekt będzie zniewalający:
+ rzęsy będą bardzo pogrubione (i wiem, co mówię, bo, co prawda, moje rzęsy są dosyć długie, ale bardzo rzadkie)
+ rzęsy będą podkręcone (chociaż odrobinę ciężko ocenić mi, jak bardzo, jako iż mam naturalnie podkręcone rzęsy)
+ rzęsy będą widocznie wydłużone
+ efekt będzie dosyć naturalny, a mimo wszystko obiecywany efekt otwartego oka i rzęs jak u lalki nie jest bynajmniej kłamstwem
Poza tym tusz absolutnie się nie kruszy. Nie mam pojęcia, skąd wzięły się te wszystkie komentarze na ten temat. Udało mi się raz nawet usnąć z maskarą "Lovely Doll" na rzęsach, a rano nadal nie zauważyłam, ażeby się pokruszyła. Być może trafiłyście na stare egzemplarze, czego współczuję. Tak czy siak, mam kolejny plus - tusz zdecydowanie jest trwały.
Myślę, że kupiłabym go ponownie, ale raczej nie w okresie wzmożonej nauki, kiedy to człowiek zmuszony jest pół nocy się uczyć i wstawać rano, ażeby nie spóźnić się na uczelnię, jako iż nakładanie tej maskary jest zbyt czasochłonne. Chociaż istnieje możliwość, że jednak nauczę się bardziej sprawnie z niej korzystać. Napiszę więc inaczej: zdecydowanie nie polecam tej masakry na pierwszą maskarę.
Używam tego produktu od: kilku tygodni
Ilość zużytych opakowań: Jestem dopiero w trakcie używania pierwszego.