Razem z moją siostrą wymieniamy się próbkami i odlewkami swoich kosmetyków. To właśnie ona jest wielką fanką azjatyckich kosmetyków, wiele już przetestowała, ona też \'zapoznała\' mnie z BB kremami, tymi prawdziwymi :)
Dostałam od niej sporą odlewkę tego kremu, starczyła mi na prawie dwa miesiące używania.
Co ten krem miał tak naprawdę robić, nie było mi znane :) Ale to co sama zauważyłam to fantastyczne nawilżenie, skóra miękka w dotyku, gładsza, jakby nieco śliska, zaraz po nałożeniu odrobinę napięta (lifting?).
Zawsze testy nowego kremu rozpoczynam na suchszych partiach twarzy tj. na policzkach, skroniach, części podbródka. Zadziałał świetnie, potem wklepywałam też odrobinę w tłuste partie, i na pewno nie przeciążał skóry, nie powodował przetłuszczania ani świecenia. Choć na początku myślałam inaczej, bo twarz po posmarowaniu jest jakby mokra, widać błysk, ale nie jest to tłusty błysk, tylko efekt tzw. dewy glow, czyli rozpromienionej cery. Mnie osobiście bardzo się spodobał ten efekt, chociaż generalnie mam też co matowić, ale efekt ten niestety nie przetrwał pod podkładem, więc to chyba dla osób, które się nie malują :/
Jak się później dowiedziałam krem ten ma spłycać drobne zmarszczki, dlatego dedykowany jest też osobom nieco starszym. Ale wg mnie dla 20-latki (jak ja) czy nawet 18-latki (jak moja siostra) jest optymalnym kremem nawilżająco-regenerującym. Oprócz tego ma również rozjaśniać i ujednolicać koloryt, czego absolutnie nie zauważyłam, oraz uelastyczniać i ujędrniać, co jest odczuwalne zaraz po użyciu i cały czas podczas jego używania.
Zresztą Azjaci, jeżeli ktoś cokolwiek interesuje się ich postrzeganiem pielęgnacji skóry, mają bzika na punkcie zapobiegania zmarszczkom i ogólnie rzecz biorąc starzeniu. Dlatego w kremie oprócz kwasu hialuronowego, sztandarowego nawilżacza, znajdziemy adenozynę, która w połączeniu z peptydami jest świetnym składnikiem spłycającym zmarszczki (wydaje mi się, że tym składnikiem chwali się krem z bio-essence, który ma wyszczuplać twarz :) ). Oprócz tego, już na pierwszy rzut mojego laickiego oka, stwierdziłam, że skład jest całkiem dobry: po pierwsze zaraz po wodzie jest ekstrakt z rozgwiazdy, więc nie tylko że z nazwy to jest \'starfisz\' krem :) , następnie ekstrakt z tajemniczego Ulmus davidiana, które to jest drzewem z rodziny wiązów, ale ta konkretna odmiana występuje tylko na terytoriach Japonii, Chin, Korei i Syberii. Z tego co wyczytałam, wodny ekstrakt z tej roślinki ma duże właściwości przeciwzapalne i regenerujące uszkodzenia tkanek, stosowany jest nawet w medycynie przy problemach z kośćmi, stawami i chrząstkami (co dla mnie jest logiczne, chrząstka = kolagen, a przecież kolagen jest ważnym składnikiem skóry). Dalej naliczyłam 5 różnych olejków (przed nimi jest jeszcze wspomniany kwas hialuronowy), gdzieś pośrodku składu i kilka ekstraktów, ale na samym końcu, więc ich działanie jest raczej znikome. Jednocześnie, można mu zarzucić glikol butylenowy zaraz na 4-m miejscu, silikon, emolienty, które mogą powodować powstawanie zaskórników. Tyle \'złego\' ja rozpoznałam, myślę, że specjalistyczne oko dopatrzyłoby się tego więcej...
Ciekawostką jest konsystencja kremu, ni to galaretkowa, na pewno nie kremowa i nie żelowa. Trudno na początku nabrać go palcem, zostaje tylko jakby śliska warstewka, dlatego dołączona jest szpatułka (+ względy higieniczne). Poza tym krem ma jakby \'pamięć\', tzn. w miejscu dotknięcia, po chwili zostaje gładka tafla, jak przed użyciem ;).
Jeśli chodzi o zapach, to jest bardzo delikatny, jakby kosmetyków dermatologicznych, mnie przypomina, któreś z LRP czy Biodermy, tylko nie mogę skojarzyć które... :).
Oceniam go maksymalnie, bo przy użytkowaniu nie znalazłam żadnych minusów, wszystko mi w nim odpowiadało: super nawilżał, przyjemnie pachniał, nie przetłuszczał tłustych partii mojej twarzy (dlatego pokusiłabym się o polecenie go również takiej skórze), nie powodował niedoskonałości, również zaskórników, ale być może za krótko go używałam. Co więcej widzę różnicę w dotyku od kiedy przestałam go używać. Jedyny minus to cena na polskim rynku, tzn. na allegro i w sklepach internetowych. Moja siostra zapłaciła za niego 60zł na promocji, normalnie kosztuje ok. 80zł, i za tyle już chyba bym go nie kupiła :/
Dodaję go jednak do listy kosmetyków do których warto wrócić, bo jest godny uwagi :)
Używam tego produktu od: półtora miesiąca/dwóch miesięcy
Ilość zużytych opakowań: ok. 30ml