Ciężko opisać ten zapach, więc będę odwoływała się do skojarzeń wizualnych/namacalnych, a niekoniecznie zapachowych. :\')
Jest on bez wątpienia bardzo intrygujący i jedyny w swoim rodzaju - gdyby spośród setki losowych produktów z drogeryjnej półki kazać mi go poznać po zapachu, zrobiłabym to bez problemu. Wizażanka niżej twierdzi, że to tańsza wersja Diora - nie wiem, widocznie nie wąchałam tej konkretnej pozycji, bo na pewno bym ją skojarzyla i zapamiętała.
Glamour Fantasy są.... zimne. Zimne i wodniste, kojarzą mi się z perfumowaną wersją kostki lodu. I mają w sobie coś takiego, jak surowa ryba.. od razu zaznaczam, ze NIE ŚMEIRDZĄ surową rybą i w ogole nie mają z nią żadnej wspólnej nuty zapachowej :D Po prostu podobny sposób rozchodzenia się zapachu - czuć je na podniebieniu i w dolnej, a nie w górnej częsci nosa, ze tak powiem. Zapach wodny, pojący, zimny.. wodny, ale nie ogórkowy. Wodny nie wodą z jeziora, ale wodą chlorowaną, basenową, ostrą, wwiercającą się w nos (nie, nie czuć chloru.) Może to sprawa tego różowego makaronika? Sama nie wiem. Nie wyczuwam w nich karmelu, a są słodkie. Nie waniliowe. Nie toffi. Słodkie i jednocześnie zimne. Nie ciepłe, otulające, nie duszące. Są CUKROWE takim lodowatym, zimnym cukrem. Nie są też zamrożone. Są jak chłodna woda, jak strumień, do którego się wchodzi po kostki. Bardzo orzeźwiające, ale w życiu nie zakwalifikowałabym ich do świeżaków - nie ma w nich grama mięty, męskiej nuty, cytrusów czy melona/ogórka. Są ciężkie, słodkie i wodne jednocześnie, z czym spotykam się po raz pierwszy i zapewne nie byłabym w stanie sobie tego wyobrazić bez wąchania. Powiem tylko, ze kolor różowy bardzo do nich pasuje. Są jak fiołek o zapachu wiśni.
Glamour fantasy nie są mięciutkim materiałem, nie są poduszeczką albo aksamitnym sweterkiem - są słodką, ale sztywną kokardką. Twardą, cukrową ozdobą, podczas gdy inne słodkie perfumy przypominają zwykle kremowy, tłusty tort. Nie są jednakże landrynką. osobiście nie czuję w nich lukrecji, ale wierzę, ze tam jest i sądzę, że to dzięki niej są tak niejednolite i wyjątkowe.
Dodatkowym atutem tegoż zapachu są jakieś owoce albo rześkie kwiaty w tle - z pewnością je czuć za tą słodką, wodną nutą. Wiśnia? Truskawka? Może ten MALINOWY makaronik? Nie wiem. Zapach jest tak skonstruowany, ze naprawdę cięzko okreslić mi poszczególne nuty. Wiem tylko, ze jest oryginalny, niepowtarzalny, bardzo łatwo go zapamiętac i uwaga - pomimo, że jest słodki, cięzki, osobiście używałam go latem z racji jego chłodu i rześkości. Jakże zimą nosić na sobie marcepanowe kostki lodu?
Trwałość - przede wszystkim na mojej skórze nic się nie trzyma. To okropnie uciążliwe, na początku zwalałam winę na perfumy, ale po przetestowaniu dwudziestego zapachu z różnych firm musiałam pogodzić się ze smutną prawdą - na mnie po godzinie wszystko znika, na kolejne 2 godziny oplatają mnie smętne, ledwo wyczuwalne pozostałości. Jest raptem kilka wyjątków od takiej reguły.
Ten zapach i tak utrzymywał się w granicach wspomnianych 60ciu minut - na mojej mamie czuć go było o wiele dłużej. Natomiast na meblach i ubraniach - kilka dni spokojnie. Wiem, bo używałam go na wakacjach z chłopakiem i po dwóch dniach perfumami pachniało wszystko - mimo, ze aplikowałam je w łazience, Glamour Fantasy był wyczuwalny od razu po wejściu do pokoju. Pachniały nim ciuchy, pościel, strój kąpielowy... :D
Cena - jak za tę jakość? Do przeżycia na pewno. Ja zapłaciłam za nie ok. 80 złotych, ostatnio widziałam je w promocji za 59 zł w Rossmanie.
Nie jestem pewna, czy kupię ponownie - wolę bardziej duszące i dymne zapachy. Takie cieplejsze... Co nie zmienia faktu, że Glamour Fantasy bardzo mi się spodobał. Mam go jeszcze trochę i jak mi się skonczy, to moze kiedyś.. :D
Używam tego produktu od: dwa lata
Ilość zużytych opakowań: jedno