Ciężka sprawa z tym Place Vendome...
W ofercie marki Boucheron zdecydowanie lepiej prezentują się klejnoty niż zapachy. Może to dlatego, że biżuteria jest luksusowa, a zapachy...niekoniecznie. Większość prezentuje słabiuteńki poziom (może poza kultowym Jaipur), ale w przypadku Place Vendome dobre opinie trochę mnie zaintrygowały i zdecydowałam się na testy. Pomógł w tym oczywiście też piękny flakon, który nawet w miniaturce zapachu jest elegancki i dopracowany.
Niestety, sam zapach nie robi takiego wrażenia. Czy może, bardziej rzeczowo: nie robi go z pewnością przez pierwszą godzinę. Masowa pulpa kwiatowo-ulepowa, prezentująca poziom co najwyżej semi-selektywny płoży się na skórze, drażni i męczy. Konfitura niby-różana z pączka, nieprzyjemny, syntetyczny jaśmin, toż to Place Vendome zwiedza wycieczka 13-latków. Trudno oddać takim zapachem klimat miejsca, chyba, że chodzi nam o turystyczny szczyt i upodobania tłumów. Ale... w miarę trwania zapachu coś się zmienia. Nastolatki idą w swoim kierunku, robi się pustawo, słońce przygrzewa, portfel drastycznie tyje, a my mamy zamiar mu ,,troszkę" ulżyć. W jednej dłoni pęk róż od wielbiciela (są już trochę znużone piekącym słońcem, za to oddają zapach jakby mocniej), w planach cukiernia z doskonałym, słodkim, maślanym i kremowym menu. Jest też troszkę drewna, którym zagrano w delikatny, kobiecy, piękny, ale niestety dość cichy sposób. Jest cudnie, lecz w krótkim momencie, w którym trwałość jeszcze pozwala wyczuć zapach, a projekcja już umarła i trzeba przyłożyć nos do skóry.
I to mnie właśnie i cieszy i rozczarowuje.
Spodziewałam się szykownego zapachu z klasyczną, po ludzku ładną różą na miękkim, słodkim tle. Tak dobrze długo nie jest, a kiedy w końcu jest, zapach nie cieszy już nosa, bo do niego nie dociera. Szkoda mi jedynie tak pięknego flakonu.