Róż do policzków traktowałam trochę po macoszemu - owszem, mam w swoich zbiorach kilka różnych róży, jednak nie uważałam tego kosmetyku za obowiązkowy w moim codziennym makijażu - tak było jedynie do momentu nabycia recenzowanego różu.
Odkąd Blush Subtil zagościł na mojej toaletce, codziennie pytam samą siebie, jak ja mogłam bez niego żyć - jest idealny!
Róż zamknięty został w eleganckiej, czarnej, minimalistycznej kasetce, wyposażonej dodatkowo w porządne i całkiem spore lusterko oraz pędzelek - ten ostatni uważam za zbędny ze względu na jego niewielki rozmiar, niemniej jednak - miło, że jest.
Sam róż jest mocno sprasowany, na przodzie zaś wytłoczone zostało logo Lancome, czyli róża - ot, taki bajer, ale jakże luksusowy ;).
Zapachu brak - szkoda, mógłby pachnieć jak podkład Teint Idole, to byłoby coś!
Odcieni Blush Subtil oferuje całkiem sporo, zarówno w wykończeniu matowym, jak i drobinkowym. Wybrałam dla siebie nr 471 Berry Flamboyante - matowy, malinowy róż z domieszką fioletu, pozornie ciemny, ale dla mojego typu urody idealny - mam ciemną karnację w ciepłym odcieniu i ciemną oprawę oczu i ten konkretny kolor wygląda jak mój naturalny rumieniec - myślę, że dobór odpowiedniego koloru jest tutaj kluczowy, jedna z recenzentek pisała o dopasowaniu koloru różu pod kolor ust i u mnie się to sprawdziło.
Blush Subtil, oprócz pięknych kolorów i eleganckiego opakowania cechują również doskonała trwałość - całodzienna, nie żartuję! - oraz znakomita pigmentacja i jedwabista formuła. Trzeba naprawdę uważać i mieć do niego lekką rękę - ja tylko przykładam delikatnie pędzel (używam Zoevy 123), leciutko strzepuję nadmiar (!) i dopiero aplikuję róż - i ta mikroskopijna ilość starcza na piękne podkreślenie obu kości policzkowych.
Aplikacja również należy do przyjemnych - produkt doskonale się blenduje i stapia ze skórą, bez plam czy zacieków.
Efekt? Piękny i przede wszystkim naturalny. Róż wspaniale modeluje twarz, nadając jej świeżego i promiennego wyglądu, jednocześnie pozostając przy tym absolutnie niewidocznym. Absolutnie - sprawdziłam to na skórze saute, bez podkładu i wierzcie mi, że tego różu W OGÓLE nie widać, a jednak....widać, bo przecież ożywia twarz i nadaje subtelny rumieniec.
Przyznaję, że nie miałam jeszcze różu, który prezentowałby się właśnie tak i jednocześnie byłby tak trwały.
Róż jest całkowicie neutralny dla mojej wrażliwej cery - nigdy mnie nie uczulił i nie zapchał porów. Demakijaż jest bajecznie prosty, wystarczy płyn micelarny i wszystko pięknie schodzi.
Jeszcze słówko o cenie i wydajności - ta pierwsza może wydawać się zabójcza, ale warto polować na promki (ja za mój egzemplarz zapłaciłam w Sephorze 165 zł), poza tym, przy takiej pigmentacji ten róż starczy na ładnych kilka LAT, więc jest to zakup wysoce opłacalny.
Cóż więcej mogę powiedzieć - dla mnie ten róż jest po prostu doskonały.
To kosmetyczne odkrycie tego roku, na równi z odkryciem sypańca od Laury Mercier czy Cicaplastu od La Roche Posay - to kosmetyk jakby stworzony dla mnie i moich potrzeb.
Tutaj od początku do końca jest idealnie - począwszy od opakowania, poprzez kolor i pigmentację, na trwałości i niesamowitym efekcie skończywszy.
Bardzo, bardzo polecam ten róż - pomimo wysokiej ceny on jest wart każdej złotówki, którą perfumerie za niego wołają, ale efekt mówi sam za siebie.
Bierzcie, kupujcie, upiększajcie swe lica, drogie wizażanki - nie pożałujecie! <3
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie