Tusz kupiłam zachęcona przez panią ekspedientkę. Wkręciła mi kit, że dziewczyny go uwielbiają, a że akurat szukałam czegoś tańszego na wyjazd (nie biorę ze sobą drogich kosmetyków na wypadek zgubienia/konfiskaty na lotnisku), a ten specyfik był w promocji, no to wzięłam. I był to chyba ostatni raz, gdy zaufałam pracownikowi w drogerii.
Zacznijmy od plusów, bo jest ich zdecydowanie mniej i pójdzie to szybciej: opakowanie jest sympatyczne, swoją "baryłkowatością" przypomina kultowe mascary Maybelline i nie do końca wpisuje się w znany mi design Rimmela. Ponadto, jeśli chodzi o działanie, tusz dość widocznie wydłuża rzęsy i jest to jedyna zauważalna przeze mnie zaleta.
Resztę przeanalizujmy, kierując się przeuroczym (i całkowicie nieprawdziwym) opisem producenta:
"Zwiększona objętość, podkręcenie i mega uniesienie, to zapewnia ten nowy tusz"
~ No cóż, zwiększonej objętości to ja nie zauważyłam, chyba że posklejane rzęsy zaliczymy na plus. Tusz ma lepką konsystencję, przez co włoski się zlepiają i za nic nie idzie ich rozczesać.
~ Podkręcenie i mega uniesienie - by rzęsy mogły się podkręcić i unieść, tusz musi mieć lekką konsystencję. Smołowata breja od Rimmela w żaden sposób nie zapewni nam takiego efektu.
"Szczoteczka w kształcie połówki serca to same zalety" oraz "Kształt aplikatora, wręcz anatomicznie dostosowuje się do naturalnej linii rzęs jednocześnie je rozdzielając" i "Dociera do najkrótszych w wewnętrznym kąciku oka, podkręca ich środkową część i unosi do góry zewnętrzne rzęsy"
~ To chyba moje ulubione zdania! Ta szczoteczka to jedno WIELKIE nieporozumienie! Zacznijmy od tego, że jest wprost gigantyczna, przez co precyzyjne nałożenie tuszu jest niemalże niewykonalne. Kilka razy dziabnęłam się w oko, próbując dotrzeć tym olbrzymem do krótszych rzęs w kąciku. Dodatkowo ma jakieś przedziwne igiełki, przypominające szruber - za nic w świecie nie da się tym rozdzielić włosków. No i nie wiem, jak pozostałe użytkowniczki, ale mi ta szczotka w żaden sposób nie kojarzy się z anatomicznym układem moich rzęs - wręcz przeciwnie, jest tak wygibasowata, iż mój nadgarstek musi się wyginać pod dziwnym kątem, bym mogła przypasować ją do rzęs. Zapomnijmy o wytuszowaniu dolnej linii - prędzej sobie oko wydłubiemy, niż dokonamy tego heroicznego wyczynu.
"Już jedno pociągniecie tuszu dale skandaliczne wręcz efekty"
~ Tu się zgadzam. Efekty po pierwszym pociągnięciu są skandaliczne - szczoteczka na czubku gromadzi zbyt dużo tuszu, a w swojej najszerszej części prawie wcale, co prowadzi do tego, że po pierwszym pociągnięciu część rzęs jest pokrytych, a część nie. Ta mascara skutecznie testowała moją cierpliwość, ponieważ osiągnięcie w miarę wyjściowego efektu wymaga wielu poprawek.
Kremowa formuła rozprowadza się gładko i nie pozostawi grudek, jedynie pogrubienie i wydłużenie.
~ Wydłużenie może i owszem. Pogrubienie za nic w świecie. O kremowej formule można pomarzyć, jest lepka, tłusta, skleja rzęsy i wcale łatwo się nie rozprowadza.
"...trwałość wosk carnauba'
~ Po pół dnia zwiedzania w dzień, który wcale do upalnych nie należał, miałam pod oczyma piękne czarno-granatowe podkówki, sprawiające wrażenie, jakby towarzyszące mi osoby znęcały się nade mną przez cały czas trwania urlopu. Odradzam, jeśli nie chcecie, by ktoś posądził Waszych przyjaciół o fizyczne znęcanie się nad Wami.
Podsumowując, tusz jest wielkim nieporozumieniem, za to można się nieźle ubawić, czytając wręcz poetyckie zapewnienia producenta o jego wyjątkowości. I może rzeczywiście ta mascara jest wyjątkowa. Wyjątkowo ZŁA.
(Zdjęcie ukazuje, jak "równomiernie" szczoteczka nabiera tusz...)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie