Podkłady Laury Mercier, mimo że dostępne w D, są dość mało popularne w Polsce. Za ponad 200 zł kupujemy na ogół podkłady Guerlain, Diora, Armaniego, Estee Lauder, Lancom itp., a np. RBR czy własnie Laura M. nie są szczególnie znane.
Laurę zaproponowano mi w D; potrzebowałam podkładu nawilżającego, wygładzającego, ale o dość mocnym kryciu i długotrwałego. Po umalowaniu w perfumerii podkład bardzo mi się spodobał, ale nie wydam 250 zł, dopóki nie sprawdzę, jak produkt zachowuje się po kilku-kilkunastu godzinach. Dostałam próbki.
Mniej więcej w tym samym czasie testowałam Laurę i RBR Sanktuarium dla skóry; oba podkłady mają bardzo podobne właściwości i taką samą cenę, ale odcienie Laury znacznie bardziej przypadły mi do gustu, dlatego ostatecznie kupiłam ten podkład.
Mam odcień sunny beige.
Zalety:
- nawilża
- jak na podkład nawilżający ma bardzo dobre krycie
- wytrzymuje po utrwaleniu pudrem (w moim przypadku Bobbi Brown) spokojnie do 10 godzin
- nie waży się
- nie tworzy smug
- można dokładać w ciągu dnia
- nie podkreśla porów, blizn i zmarszczek, zastosowany na bazę wygładzającą optycznie zmniejsza ich widoczność
- nie zmienia koloru
- pięknie wyrównuje koloryt cery
- nie zapycha
- nie wysusza, wręcz przeciwnie, działa jak odżywczy krem
- odcień sunny beige daje ciepły, choć jasny kolor
- treściwy, ale nie czuć go na skórze; nie obciąża, nie podrażnia
Podkład jest w słoiczku, ma konsystencję treściwego kremu, przyznam, że w pierwszej chwili miałam spore opory, gdy konsultantka zaczęła mnie malować sunny beige: moją bladą, zimową cerę takim ciemnym odcieniem??! Przez pierwsze sekundy był na twarzy dość ciemny, ale po chwili dopasował się do kolorytu cery i nie odcinał się od linii żuchwy i dolnej powieki (nigdy nie maluję podkładem okolic pod oczami).
Na początku grudnia nosiłam go do pracy, by poprawiać okolice nosa (zaatakował mnie okropny katar) i koleżanka, której na policzku wyskoczyła spora niespodzianka, skorzystała z mojego podkładu. Na początku przeraziła się jego ciemnym odcieniem w słoiczku, ale potem była zachwycona; zakrył, co miał zakryć i idealnie zgrał się z jej podkładem.
Aplikacja podkładu jest na pewno bardziej uciążliwa, niż podkładu w buteleczce z pompką, ale można się przyzwyczaić. Na początku nakładanie podkładu zajmowało mi trochę czasu, ale teraz, po 5 tygodniach, idzie mi to całkiem nieźle.
Do słoiczka dołączona jest łopatka: wystarczy odrobina na łopatkę, z niej nabieramy na palec i wklepujemy w buzię.
Do tego podkładu używa się gąbki albo palców, ja nie korzystam z gąbki; nie bardzo mi to wychodzi, poza tym z palców wszystko ładnie wnika w skórę, a na gąbce zawsze coś zostanie.
Podkład jest zwarty i gęsty, ale bardzo dobrze rozprowadza się na skórze, zwłaszcza na kremach nawilżających lub na bazach nawilżających (lauray mercier, kanebo, RBR), na bazach matujących jest dość tępy.
W podkładzie najlepsze jest to, że nie wysusza, ale jednocześnie nie świeci się po kilku godzinach. Od nałożenia przez co najmniej 10 godzin wygląda tak samo.
Mam skłonną do błyszczenia strefę T i po ok. 5 godzinach matowię czoło i nos pudrem sypkim, reszta twarzy nie potrzebuje poprawek aż do do wieczora.
Podsumowując; po przekroczeniu 40-tki to mój najlepszy podkład, a porównuję do: Kanebo FF LV, Bobbi Brown Long- wear, RBR sanktuarium dla skóry, Clarins miracle, Lancome Teint Idole, Armani luminous, Revlon Colorstay, kilku propozycji Loreala, Max Factora i Astora (ale dokładnych nazw nie pamiętam).
Sądzę, że to dobry podkład dla cer dojrzałych i suchych (wygładzenie, nawilżenie), poradzi też sobie z przebarwieniami, natomiast nie wydaje mi się, by sprawdził się na cerach tłustych, zwłaszcza, że najlepiej nanosić go na kremy i/lub bazy rozświetlające/ nawilżające.
Używam tego produktu od: 5 tygodni
Ilość zużytych opakowań: 1 w trakcie