Zapach milion razy ładniejszy niż wiele straszydeł, które zdarzyło mi się testować.
Zapach teoretycznie w moim typie, bo unisexowa świeżość doskonale komponuje się z makijażem typu odrobina pudru rozświetlającego na krem z filtrem, z ubraniami z mięciutkiej organicznej bawełny i z wylewaniem siódmych potów na siłowni.
Zapach pozornie bezpieczny bo niby wakacyjny i niby dla każdego.
Zgłosiłam go, na nuty zapachowe nawet nie zerknęłam, a przypomniałam sobie o nim dopiero wtedy, gdy niemal wpadłam na niego w sieciowej drogerii.
Dzięki temu pierwsze testy były obiektywne, w tym sensie, że nie sugerowałam się deklarowanymi nutami zapachowymi. Jednak nawet mój amatorski nos laika łatwo zidentyfikował nutę przewodnią tej kompozycji.
Główna nuta zapachowa to OGÓREK, który przejeżdża jak walec drogowy po naszych nosach i po wszystkich pozostałych nutach. Owszem, jest ujęty niezwykle ładnie. Może nieco męsko-kolońsko, ale w nowoczesny sposób. Jednak nawet jeśli ogórek przywdzieje garnitur z czesanego kaszmiru i buty szyte na miarę, to cóż... Nadal będzie tylko ogórkiem. I nie jest to z mojej strony uszczypliwość o charakterze politycznym ;) tylko po prostu nuta ogórka jest w tym zapachu dominująca, a nie tego oczekuję w sztuce perfumiarstwa. Oczekuję wariacji na temat czegoś, a nie tego czegoś w sposób dosłowny. Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że ogórek z biegiem czasu wyraźnie cywilizuje się. Z przydomowego ogródka wkracza na salony i robi się szykowny w sposób, na jaki Giorgio wpadł już 19 lat temu (ale o tym za chwilę).
W założeniu są tu te różne fajne rześkie klimaty drinkowe, ale w rzeczywistości całość sprowadza się do tego, że to jednak ogórek (w swoich kolejnych odsłonach) tu rządzi. Zapach odbieram jako jednoznacznie męski, trochę koloński i uderzająco podobny do męskiego Acqua di Gio z 1996 roku (dzieło moim zdaniem wybitne, ale dziś już niestety absolutnie mnie nie rusza).
Plus za to, że zapach jest na swój sposób ładny. Tak po prostu.
Plus za to, że czuć bryzę i lekkość, czuć powietrze i wodę. Zdecydowanie moje klimaty.
Minus za niekorzystną przewagę ogórasa nad fajnymi nutami, którym niestety nie dano tu zbytnio pohasać: tonik, dżin, skórka cytryny - szkoda...
Minus za to, że zapach nie jest uniseksem i za to, że miał już swoje wcielenie w 1996 roku.
Powtórka czegoś, co już było i w dodatku było MILION razy lepsze. Aczkolwiek było lepsze jak na tamte czasy - dzisiaj wolę jednak wąchać morsko-ogórkowego CK niż AdG...
Kompozycja skłania mnie do ciągłego wąchania nadgarstka i skłania mnie do wspomnień, ale niestety, nie skłoni mnie do zakupu.
Jeśli ta odsłona CK miałaby mnie zainspirować do jakichkolwiek działań angażujących moje pieniądze, to chyba jedynie do kupna świeżych soczystych ogórków. Przy ich jedzeniu mogę się ewentualnie zadumać i nad Kleinem, i nad Armanim.
Buteleczka oczywiście sympatyczna i kusi, na szczęście nie kolekcjonuję żadnych przedmiotów, więc nie muszę mieć co roku tego gadżetu.
Używam tego produktu od: testy, testy, testy...
Ilość zużytych opakowań: mnóstwo testów...