Ma w sobie to coś.
Długo zbierałam się za napisanie recenzji Kobako. Klasyk, zachodni powiew luksusu, niegdyś dostępny tylko w PEWEXIE. Marzenie wielu kobiet w ówczesnym czasie, obiekt pożądania, luksus w pełnym tego słowa znaczeniu.
W istocie, Kobako takie właśnie jest.
Zamknięte w 'kryształowym' flakonie, z czerwoną, plastikową zatyczką (cóż, flakon nieładny, ale to historia tego zapachu, on nie może być inny!), który kryje w sobie pomarańczową ciecz o niezwykłym aromacie. Rok powstania (1936) jest tutaj mocno zaakcentowany, ale mimo, że retro, to nie trąci myszką.
Kompozycja jest bogata, rozbuchana, otwiera się wybuchem aldehydów, z domieszką cytrusów oraz szczyptą cynamonu. Korzennie, zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet nieco męsko, kolońsko, ale...to dopiero zapowiedź.
Gdy minie fala uderzeniowa aldehydów, powoli wyłaniają się majestatyczna róża, delikatny, lekko duszny jaśmin, irys, magnolia, chłodna i perfekcyjna lilia oraz moja ukochana, nieco duszna i mięsista gardenia.
Ee tam, zwykły kwieciuch, pomyślicie. Otóż nie. Cywet, ambra i ciepłe piżmo dodają zapachowi orientalnego charakteru, tonują skutecznie słodkie nuty, powodując, że perfumy są korzenne, odrobinę tylko słodkawe, nieco tytoniowe, skórzane... Cynamon i kardamon dodają ciężaru całej kompozycji, to nie są perfumy dla nieopierzonych smarkatych, taki zapach może nosić tylko dojrzała kobieta. Niekoniecznie w sensie metryki, chodzi bardziej o całokształt, doświadczenie, rozsądek, zachowanie.
Nie ma tutaj miejsca na kompromisy, to zapach niezwykle zmysłowy i kobiecy. Pasuje do małej czarnej, klasycznych szpilek, beżowego trenczu, jedwabnej apaszki, czerwonej szminki. Do prawdziwej, acz niewymuszonej elegancji.
Jesień to jego czas, wśród jeszcze ciepło grzejącego słońca, lekkiego wiatru, złocistych i czerwonych liści szeleszczących pod obcasami. Nieco nostalgiczny, ale nie przytłaczający, dumny z tego, że jest i z tego, jaki jest.
Kobieta, która jest w posiadaniu Kobako, nie nosi go - to on stanowi dopełnienie jej nienagannego, wysublimowanego wizerunku, zdobi niczym najdroższe diamenty. Trzeba tylko docenić jego piękno, jego wytrawność, idealną proporcję użytych składników i pamiętać, że takich jak on już nigdy nie będzie. To rzeczywiście klasyk, który będę nosiła z ogromną przyjemnością, zresztą...gdy noszę go teraz, nie ma osoby, która nie zapytałaby mnie o te perfumy. W rozsądnych dawkach (co szczerze polecam), odwdzięczy nam się zapachem tak głębokim i eleganckim, że będziemy chciały nosić go zawsze.
Projekcja potężna, podobnie trwałość - dopiero długa, gorąca kąpiel/lub szorowanie skóry/ pozwolą mu odejść, natomiast na szalach czy płaszczach trwa nawet po praniu. Magia orientu, ot co.
Polecam testy, on jest tego wart. Nie pozwólmy mu zginąć wśród wszechobecnego nurtu gourmand. Jest na to zbyt doskonały.