Nie wiem co za plaga ostatnio nade mna ciazy, ale wszystkie kosmetyki, ktore staja sie wizazowym hitem, dla mnie okazuja sie po prostu totalna katastrofa.... ;) (i na odwrot, jakies wyslawiane przeze mnie pod niebiosa cudo, ktorym dziele sie na wizazu, nagle zdobywa same baty i zostaje obrzucone pomidorami ku mojemu wielkiemu niedowierzaniu :D w szczescie badz nieszczescie indywidualnego regowania na dany kosmetyk... Przykladami sa chociazby zloty zel do dpilacji z Tanity, szampon Kerastase czy Barwy chmielowy, kredka Lancome i wiele wiele innych....)...
Ale do rzeczy :) Ten krem zupelnie nie przypadl mi do gustu, i to z powodow zupelnie innych od tych, opisywanych przez moje poprzedniczki. Co ciekawe, ZAPACH w ogole mi nie przeszkadza, jest przyjemny i malo intensywny, nastraszylyscie mnie :) jakimis alkoholowymi oparami, kiedy po rozprowadzeniu na twarzy zapach (zupelnie nieszkodliwy:) ) calkowicie sie ulatnia i jest nieinwazyjny. Aczkolwiek specyficzny, i trzeba go po prostu polubic nim stanie sie meczarnia (czym byl dla mnie na przyklad krem rozany z tej serii.....)
Krem moze i NAWILZA, ale nie jest to jego wcale silny atut. PO pierwsze dlatego, te znam takie, ktore moglyby z nim spokojnie konkurowac i przebic go na dwie glowy, a po drugie, lubie czuc, ze mam cos na mojej suchej buzce, a ta maz po prostu rozprowadza sie, wsiaka i znika, nie pozostawiajac po sobie sladu. Mimo, ze nie odczuwalam jakos silnie napiecia skory, to z drugiej strony wielkiego komfortu tez niet. Sama swiadomosc chyba, ze cos nalozylam przeciez, pozwalala mi tylko miec czyste sumienie, ale najwieksza pretensja jaka mam do tego kremu jest wlasnie jego zbyt lekka KONSYSTENCJA, jak rozrzedzona woda, ktora przez co byc moze kaze mi powatpiewac we wlasciwosci nawilzajace tego mazidla. Dla mnie cos, co ma doglebnie odzywic, musi miec wyglad odzywczy. Nie, nie lubie tlustych ciezkich kremow, ale ten jest po prostu zbyt "niewidzialny"..
Efekt na skorze? Na dluzsza mete umknal moim oczom... Ot, zwykly krem nawilzajacy. Ze zdziwieniem przeczytalam raz jeszcze wasze komentarze o tym, jak skora "promieniuje", jak nabiera swiezosci, kolortyu, zycia. Moja obojetnie chyba przeciwstawiala sie tym wszystkim super-naturalnym skladnikom, i nic sobie nie robila z ich szlacheckiej jakosci. Co prawda nie skarzyla sie, ale pozostawala tez wobec swojego odbicia w lustrze jakas taka nijaka.... "zmeczona"? Tak, chyba wlasnie tak ujela to Goldfish. Poza tym nie jestem przekonana, czy alkohol w skladzie nie powinien wam, a przynajmniej posiadaczkom suchych, wrazliwych cer, do ktorych niby to cudo jest przeznaczone, zapalic w glowie czerwonego swiatelka.
No i chyba najwieksza, niewybaczalna wada : po wysmarowaniu sobie ryjka tym kremem, zamienia sie on w doslownie wielkie jedno lepiszcze!!! Takiego uczucia na twarzy (idac po ulicy, moznaby lapac muchy jak na lepik :D) nie zaznalam juz odkad przestalam uzywac filtrow avenki! Okropienstwo. Dajac komus buzi w policzek na przywitanie, musialam sie bac, czy witany przeze mnie bedzie mogl sie odkleic od mego lica! :o
ps. Acha, malo wydajny,- skonczyl sie blyskawicznie, choc nie przesadzalam z uzytkowaniem. i NIE moge sie z godzic z tym, ze jedna kropelka wystarczy na wysmarowanie calej paszczy...... Tak jak pisala Sylwiasta, jest to sprawa indywidualna, ale moja chlonela go naprawde znaczne ilosci. Nie oszukujmy sie wiec, przy naprawde suchej, spragnionej skorze, ze zakup kremu jest inwestycja ekonomicza, i ze pypcik wielkosci zielonego groszku starczy koniecznie na dzienna porcje aplikacji paszczy (niektore z was pisaly jeszcze o szyji - w tym przypadku starczyby mi pewnie na tydzien).
Ciesze sie, jezeli ktores z was doceniaja ten krem, naprawde. Mojej osobie jednak on zupelnie nie sluzyl, i.. z ulga wycisnelam z tubki ostatnia kropelke.
Używam tego produktu od: 1 miesiac.
Ilość zużytych opakowań: 1