Sięgnęłam po szminkę Bourjois Rouge Edition Souffle de Velvet, bo zaciekawiło mnie to, jaka naprawdę jest. Jedne Wizażanki ją potępiały za brak matu i krótkotrwałość, inne broniły zaciekle, argumentując, że to nie szminka typowo matowa, a przejrzyście matowa, więc nie może wypełniać „szczelnie” ust. Gdy nadarzyła się okazja, to ją zamówiłam w gratisie, jako prezent do zakupów. Dzięki temu miałam okazję się przekonać, ile jest warta.
Mam kolor 04 Ravie en Rose, co oznacza w tłumaczeniu z francuskiego „Różową rozkosz”. Na moich ustach bez bazy wygląda jednak bardziej na niezbyt intensywny koral niż róż, a z bazą w początkowej fazie także na koral, ale już o wiele jaśniejszy. Po kilku minutach, gdy się nieco utleni, zmienia kolor na tytułowy różowy. Jest to odcień, który mi się bardzo podoba. Nie tandetny, nie dyskotekowy, a elegancki. Trudno opowiedzieć ten efekt, choć wiele razy go obserwowałam. Róż bowiem nie jest typowo różowy, ma majaczące w oddali koralowe tony i jest dosłownie odrobinę połyskliwy. Zdrowo i dziewczyńsko:). Kończąc dywagacje na temat koloru. W moim odczuciu jest super! Tylko na to super trzeba trochę poczekać, a przedtem się nieco postarać, ale o tym za chwilkę.
Co do walorów tej szminki i sposobu nakładania oraz odczuć z tym związanych. Jej zapach nie jest najpiękniejszy na świecie, to coś w rodzaju kompotu świątecznego z suszu, w którym główną role grają śliwki. Tak go czytam:). Nie lubię specjalnie tego kompotu, więc i ten zapach nie jest moim ulubionym. Powiedziałabym nawet, że jest to zapach odrobinę chemiczny, jakby sfermentowany.
Sposób nakładania tej szminki zaś, to temat rzeka. Zanim się do niego przyzwyczaiłam, chciałam rzucić ją w kąt wiele razy. Jestem przyzwyczajona do kremowych, matowych pomadek, które suną po ustach, jak masełko. A tu zaskoczenie. Szminka strajkuje! Niezależnie od tego czy nabiorę ją raz czy dwa razy, a nawet trzy z opakowania, nie pokrywa jednorazowo ust i nie czyni na nich równomiernej tafli. Wchodzi w załamania, grupuje się w jednym miejscu, podczas gdy w innym jest prawie zupełnie nieobecna. Próżny trud. Na nią trzeba mieć swój sposób!
Nakładam jej pierwszą warstwę posuwistym ruchem, jak wszystkie pomadki dotąd. Następnie jakby punktowo, tam gdzie obserwuję „prześwity” dokładam produktu, a potem wyrównuję wszystko. Na koniec zaciskam usta, tak aby górna warga spotkała się z dolną i już. Mam jednolicie pokryte usta pomadką, a za pięć minut kolor, jak marzenie, z delikatną błyszczącą gdzieniegdzie poświatą. Choć w zasadzie lekko matowy. Tak jak obiecuje producent. W moim odczuciu efekt warty całego tego zamieszania z nakładaniem pomadki. Ale… tylko do czasu.
Czy bohaterka mojej recenzji jest trwała? Skłamałabym, gdybym napisała, że tak. Bo tak naprawdę wcale trwała nie jest. Choć producent obiecuje, że wytrzymuje na ustach do 10 godzin. Być może wtedy, gdy się nie je, nie pije i nic nie mówi. W innym przypadku ta obietnica pozostaje w sferze marzeń. Szminka szybko znika. Wystarczy wypić kubek herbaty, by znikł jej połysk, a ona sama nieco zbladła. Na szczęście na tym etapie odbywa się to jeszcze równomiernie, a kolor nie znika po jednej herbacie całkowicie. Ale nie jest już wtedy tak piękny.
Niemal z zegarkiem w ręku obserwowałam zachowanie tej pomadki, aby precyzyjnie określić jej trwałość. Po godzinie coraz mniej jej zostawało na kubku z herbatą, a to znaczy, że na ustach było też o wiele mniej produktu. Po dwóch godzinach koloru zaczęło ubywać po bokach, został tylko na środku ust. Poza tym szminka samoistnie zaczęła się wydostawać poza kontur ust. Wyglądało to żałośnie. Do tego pozostały na ustach kolor wyblakł i stał się znowu podobny do lekkiego koralu. Trzy godziny wystarczyły, żebym mogła powiedzieć, że już nie mam pomalowanych usta. Zostały na nich jedynie mizerne resztki produktu. Choć w tym czasie nawet nic nie jadłam, tylko piłam.
Podsumowując: Można tą pomadką uzyskać fajny kolor i pożądany efekt, ale na bardzo krótko, ale najpierw trzeba się o to postarać. Jej trwałość jednak jest dla mnie tak niezadowalająca i krótka, że nie rekompensuje kłopotliwego sposobu jej nakładania. Rozumiem, że jest to szminka przezroczyście matowa, ale na to, że będzie nieobecna na moich ustach już po trzech godzinach, zgodzić się nie mogę. To w końcu nie jest pomadka za 5 zł, kupiona na targu, a kosztuje w regularniej cenie ok. 50 zł. Jednym zdaniem: Mówię jej „Nie”. Zbyt dużo zachodu, jak na tak mizerny efekt końcowy.
Zalety:
- Eleganckie opakowanie
- Daje nie płaski mat z lekką poświatą
- Nie wysusza ust
- Kilka kolorów do wyboru
- Można zbudować przy jej pomocy mocniejsze krycie
- kolor, który mam, po kilku minutach od nałożenia na ustach jest piękny
Wady:
- Sposób jej nakładania i uzyskiwania pomalowanych ust jest karkołomny i niekomfortowy
- Nie wytrzymuje na ustach 10 godzin, jak chciałby producent, zaledwie trzy. Ale w końcowym etapie niewiele zostaje z wcześniejszego koloru, jaki dawała na ustach
- Ma niezbyt ładny zapach, w kierunku chemicznego
- Jej półprzezroczystości podkreślają dziewczęcą świeżość makijażu, ale na bardzo krótko, gdyż ten połysk szybko się zjada. Wystarczy wypić herbatę, aby szminki zaczęło ubywać i jej połysku także. I to w pierwszej kolejności.
- Gdy zaczyna etapami znikać z ust, w pewnym momencie, migruje poza kontur ust
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie