"Powrót do przeszłości." Remake.
Co jakiś czas doznaję olśnienia. Wybudzam się z Matrixa i pragnę coś zmienić, odważyć się. Ambitne plany odkładam do poniedziałku. Wiadomo. Przez weekend nabieram sił, mocy, przekonań i kalorii. Trzeba się najeść na zapas.
Zazwyczaj wytrzymuję do wtorku, a potem... znów zasypiam.
Tym razem zaczęło się podobnie. Olśniło mnie i odbiło sentymentem. Zachciało mi się powrotu do przeszłości.
Nie dacie wiary, ale za jednym zamachem kupiłam Familijny szampon, Mydełko Fa (te niebieskie, koniecznie) 4 dezodoranty Extase (różne zapachy, żeby nie żałować, kobieca logika, no dobra logika niezdecydowanego, sentymentalnego zakupoholika) i zestaw krem+ krem do rak Pani Walewska.
No i właśnie o tym kremie będzie mowa.
WOW!
Może nie powinnam spojlerować tym WOW, ale należy się Wam. Jeśli dobrnęłyście do tego momentu WOW. :D
Ostatnio borykam się z przesuszającą się skórą dłoni. Tzn. dramatu nie ma, ale zazwyczaj po ich myciu (bez względu na rodzaj detergentu) odczuwam lekkie ściągnięcie skóry dłoni, lekkie, aczkolwiek uciążliwe. Niegdyś stosowanie kremu to jedynie fanaberia, dziś konieczność.
Pani Walewska przed lata odwiedziła i mój dom rodzinny, a było to w czasach sprzed "Klanu". Dajecie wiarę?
To co utkwiło mi w pamięci to głęboki odcień indygo, błekit paryski , przepiękny słoiczek zdobiący najpierw półkę łazienkową mamy, potem szkolny kącik higieniczny.
Nie pamiętałam jak pachnie, ale zawsze wyobrażałam sobie, że to coś zbliżonego do kremu Nivea.
Czy faktycznie???
Krem pachnie przyjemnie. Faktycznie w klimacie retro.
Jak dla mnie to taki krem Nivea + landrynki migdałowe.
Kosmetyk ma lekką, przyjemną konsystencję. Z łatwością się rozsmarowuje.
Jest mleczny, kremowy, odrobinę silikonowy.
Nie wchłania się natychmiastowo, ale po ok. 10 minutach, nie czuć go na skórze.
Nie klei się, nie powoduje uczucia spoconych, mokrych dłoni. Wchłania się całkowicie. Bardzo dobrze wygładza słonie (haha, miałam edytować, ale zostawiam, wiadomo, że chodzi o dłonie, zresztą słoń też pomarszczony, to niezła alegoria co nie?), nadaje im delikatnego blasku- świeżej, zdrowej skóry. Wygładza, zmiękcza. Przede wszystkim nawilża. Uczucie ściągnięcia skóry znika natychmiastowo i utrzymuje się przez długi czas.
W składzie między innymi gliceryna, masło shea.
Naprawdę, jestem mocno zaskoczona efektami, bo przyznaję, nie spodziewałam się aż tak dobrego działania.
Polecam Wszystkim (oczywiście zapach to kwestia względna, ale ja jako wrażliwiec, lubię i za głowę się nie łapię) i namawiam do wspierania polskich marek a także i ... powrotów do przeszłości. Oczywiście, trzymajcie rękę na pulsie. ;)
Zalety:
- działanie
- nawilża, odżywia, wygładza, niweluje uczucie ściągnięcia
- dobrze się wchłania
- nie klei się i nie lepi (ale trzeba odczekać 10 min.)
- produkt polski
- produkt z tradycją
-
- Neutralne:
- zapach, ja lubię, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu
- dostępność, raczej nie znajdziemy go w popularnych drogeriach lecz w internetowych lub sklepach osiedlowych
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie