Marka Biolove zachęca naturalnymi składami i pięknymi zapachami swoich produktów. Jestem szczęśliwą posiadaczką kilku kosmetyków z serii borówkowej, przez którą zainteresowałam się również innymi.
Przy okazji jednego z zamówień w Kontigo, postanowiłam zaopatrzyć się w masełko do ust, zwłaszcza, że akurat były na promocji. Wybrałam to o zapachu granatu. Tak przynajmniej twierdzi producent... Niestety bardzo mnie rozczarował, jest po prostu nieprzyjemny, nie ma wiele wspólnego z zapachem granatu. Pierwsze określenie, jakie przywodzi mi na myśl to "sztuczny". Po prostu, wiem, że to niewiele mówiące określenie, ale nie potrafię go inaczej nazwać.
Masełko umieszczone jest w prostym metalowym słoiczku o dużej pojemności - 15 ml na usta to jest sporo zwłaszcza, że jest dosyć wydajne. Przy tym jego regularna cena, czyli ok. 11 zł, wydaje się być bardzo przystępna. Ja to masełko mam już pół roku i jeszcze została mi mniej więcej 1/4 opakowania. Z tym, że używam go naprawdę bardzo często, kilka razy dziennie.
Pomimo słodkiego wyglądu opakowania, osobiście nie przepadam za takimi rozwiązaniami. Wydobycie kosmetyku ze słoiczka jest dosyć niewygodne i trzeba przyznać średnio higieniczne, co sprawia, że jest to raczej produkt do stosowania w domu, niekoniecznie do noszenia ze sobą w torebce. Choć co, kto lubi rzecz jasna.
Masełko ma dosyć zbitą konsystencję, co ma swoje wady i zalety. Z jednej strony pod wpływem użytkowania nie rozpuszcza się, nie klei i nie pływa w opakowaniu, raczej nie da się nabrać go zbyt dużo, z drugiej strony taka twarda formuła ciężko się wydobywa ze słoiczka. Trzeba użyć paznokcia, zwłaszcza na początku, kiedy palec nie ma się o co zahaczyć, bo produkt ma gładką powierzchnię. Dla mnie to troszkę problematyczne z uwagi, że z przyczyn zawodowych muszę mieć krótkie, niewystające ponad opuszek paznokcie. Jednak jakoś sobie dałam radę, w końcu widziałam, jakiego typu produkt kupuję, świadomie wybrałam masełko a nie pomadkę w sztyfcie.
Pod wypływem ciepła rąk, masełko rozsmarowywane na ustach rozpuszcza się, staje się bardziej tłuste, oleiste. Tworzy taką warstewkę ochronną. Natłuszcza usta i pomaga zapobiegać wysuszeniu. Jest po prostu w porządku jako produkt zapobiegający, ochronny, wspomagający inne. Nie daje spektakularnych efektów. Przy mocno wysuszonych ustach nie poradzi sobie z suchymi skórkami, ale wspomoże kurację silniej działającymi kosmetykami. Podtrzymuje ich efekty. Samo jednak nie zrobi efektu wow.
Ja używam go właśnie w taki sposób. Zapobiegawczo i dla podtrzymania dobrego działania silniejszych kuracji i dobrej kondycji ust. Moje usta bardzo konsekwentnie przypominają mi o potrzebie używania tego typu produktów, bo bez nich bardzo szybko stają się suche i ściągnięte. Dlatego też po masełko sięgam na ogół kilka razy dziennie, kiedy jestem w domu. Lubię dokładać je co jakiś czas, bo jedna warstwa dosyć szybko znika, trochę się zjada, trochę ściera, trochę wchłania...
W dłuższej perspektywie widzę, że też trochę przyspiesza regenerację ust, dzięki czemu są dłużej gładsze i miększe. Podrażnienia, ranki po oderwanych skórkach szybciej się goją. Myślę, że to w dużej mierze zasługa oleju rycynowego w składzie, który u mnie na ustach sprawdza się bardzo dobrze również pod innymi postaciami.
Podsumowując, masełko ogólnie jest w porządku, ale ze względu na nieprzyjemny zapach nie kupię go ponownie. Myślę, że wypróbuję jakieś inne z Biolove, na razie chyba najbardziej kusi mnie brownie z pomarańczą.
Zalety:
- natłuszcza
- chroni przed wysychaniem
- przy dłuższym regularnym stosowaniu przyspiesza regenerację, pozytywnie wpływając na gładkość i miękkość ust
- przystępna cena - duża pojemność i wydajność
- dobry skład
Wady:
- nieprzyjemny "sztuczny" zapach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie