Narciso Rodriguez For Her L'Absolu EDP 

Chyba pierwszy Narciso Rodriguez, ktory nie przypadl mi do gustu. Pierwsza faza to Straszna Tuberoza, zabijajaca. Przy tuberozie cichutko kwili jasmin. Tuberoza na szczescie szybko odchodzi na bok i pojawia sie dziwaczna mieszanka pizmowo-ambrowo-paczulowa. Dominuje ambra, ktora na mojej skorze dziwnie skwasza sie w polaczeniu z pizmem. Testy nie byly tortura, dlatego nie dam jednej gwiazki - ale jednak chodzilo mi sie w tym zapachu malo przyjemnie.

Perfumy dostałam w prezencie. Ofiarodawczyni trafiła bardzo dobrze w mój gust, bo kiedyś używałam klasycznych pierwszych perfum Narciso Rodriguez, tych w czarnym flakonie i bardzo je lubiłam. Ten zapach jest podobny: ciepły, piżmowy, ale nie nazbyt ciężki. Różni się inną nutą kwiatową - oprócz kwiatu pomarańczy, tak jak w pierwowzorze, jest tam jeszcze coś innego, słodszego. Na pewno tuberoza, ale ja wyczuwam też jakieś różane tony. W otwarciu przypomina troszkę tuberozową bombę Fragile Gaultiera. Pozostaje blisko przy ciele i niestety nie jest mistrzem trwałości. Zapach elegancki, niebanalny, ciekawy i zmienny w miarę upływu czasu można wyniuchać subtelne zmiany proporcji między kwiatami, cytrusami a piżmem i kremową bazą. Zapach zmysłowy, choć nie otwarcie seksowny. W sumie wyważony i uniwersalny - mało inwazyjny, więc w biurze nikogo nie zadusi, a jest na tyle elegancki, że i do opery będzie pasował. Na dzień na chłodniejsze dni się sprawdził jako umilacz pracowej codzienności, ale widzę go przede wszystkim w ciepłe wiosenne wieczory. Flakon prosty, ale w kobiecych kolorach, podobnie jak zapach wyraża kobiecą elegancję bez grama nadmiaru, coś w duchu Chanel. Polubiliśmy się i zostaniemy ze sobą na pewno co najmniej do końca butelki 50ml.