Jaśmin nie z tej ziemi.
Alien - nazwa, która intrygowała mnie od samego początku mojej przygody z perfumami. Zawsze bowiem gdzieś się ten fioletowy flakonik przewijał - a to na forach, a to tutaj, na Wizażu, a to znowu w łazienkach mam moich koleżanek (ach, ta niewiedza i trzymanie pachnideł w takim miejscu.. ;)).
Temu intrygującemu flakonowi i niezwykłej nazwie towarzyszyło coś jeszcze - określenia wszelakiej maści, epitety takie jak ''zabójczy'', ''odurzający'', ''lodowaty, jaśminowy morderca'', stojące w opozycji do wyznań miłosnych czynionych Alienowi, co zresztą tylko wzmagało moją chęć do poznania tych perfum.
I cóż - poznałam Obcego i ja, dawno temu. Nabyłam, pokochałam i szczerze mówiąc, nie mam powodów, by z tej miłości rezygnować - bo niby czemu rezygnować z czegoś, co jest perfekcyjne?...
Alien to rzeczywiście oda do jaśminu, nie mogę się z tym nie zgodzić.
To jaśmin przepiękny, idealny wręcz - przysięgam, nie spotkałam jeszcze takiego, moim zdaniem, to właśnie Thierry Mugler przetarł szlaki dla tego niepozornego kwiecia.
Alienowski jaśmin jest upojny i bogaty, słodki, odurzający, a przy tym przeraźliwie zimny - w pierwszym zetknięciu wręcz wali w twarz nosicielkę swoim mrocznym, lodowatym wydaniem. Ale spokojnie, to nie trwa długo i bardzo szybko nasz jaśmin pozwala się bliżej poznać z tej bardziej ludzkiej strony.
W towarzystwie bursztynu i nut drzewnych staje się cieplejszy - już nie przeszywa na wskroś i nie wywołuje omdlenia. Nasz Obcy jednak nie jest wcale taki zły i nieludzki, wręcz przeciwnie - to właśnie ta cieplejsza, przyjazna odsłona jest najpiękniejsza i najbardziej niezwykła.
Ciepło-zimna, otulająca i jednocześnie tak dystansująca. Kobieca, a jednak władcza, sprawiająca, że otoczenie niemal staje na baczność i nie ośmiela się zbliżyć zanadto.
Alien tworzy aurę nie z tej ziemi, mimo, iż piramida zapachowa wydaje się być prosta, wręcz banalna - ale diabeł tkwi w szczegółach, Alien zaś nie bez powodu zyskał taką, a nie inną nazwę.
To zdecydowanie perfumy dla kobiety - takiej, która trochę już przeżyła, jest pewna siebie, zdecydowana i przede wszystkim gotowa na to, by Alien był jej codziennym towarzyszem.
Kiedyś, w jednej recenzji, przeczytałam zdanie, które w mojej ocenie najlepiej opisuje to pachnidło - ''To nie kobieta nosi Aliena, to Alien nosi ją''.
W punkt, moi drodzy, bo tak właśnie jest z tym zapachem.
Co ciekawe, nie potrafię określić, jaka pora roku jest dla niego najlepsza - nie jest to możliwe, bo to ten typ perfum, który jest piękny w każdej temperaturze, jednak w zależności od pogody może być mniej lub bardziej ciepły i przystępny.
Magia, ot co!
Wspomnę jeszcze o parametrach, bo te, mimo reformulacji, nadal są zacne - trwałość całodzienna, zwłaszcza w duecie z mleczkiem perfumowanym, a i projekcja jest fantastyczna, bo perfumy są wyczuwane i często chwalone.
Flakon to majstersztyk, ale same wiecie - to Mugler, więc nie mogło być inaczej ;).
Cóż więcej mogę dodać - monsieur Mugler był rzeczywiście artystą, wizjonerem i człowiekiem, który tworzył perfumy dla sztuki, pachnidła bardziej dla jednostek, aniżeli dla mas.
Alien jest dowodem na to, że nawet białe kwiaty mogą być podane w niesamowity, mistrzowski sposób....Nie z tej ziemi wręcz.
Jeżeli nie znacie - to naprawcie ten błąd, a jeśli znacie - doceniajcie, bo Alien jest tego wart.
Kocham, tak po prostu... Alien nosi mnie, a nie ja jego <3