Thierry Mugler Angel Muse EDP 

Thierry Mugler Angel Muse EDP to zapach, który od razu przyciąga uwagę swoją unikalnością i odważnym podejściem do kompozycji. Przełamuje klasyczne granice zapachów gourmand, łącząc słodkie, orzechowe nuty z ziemistymi akcentami paczuli i drzew.

Mega słodkie, mega seksowne, charakterne i tak cudownie zaczepne... Słodkie owszem są, ale nie ulepne i nie mdlące... Nuty drzewne cudownie tę słodycz równoważą, a różowy pieprz nadaje kompozycji lekkiej wytrawności. Można by rzec, że pachną jak orzechy laskowe polane miodem i czekoladą, doprawione paczulą i werywerią. Przepyszny ten anioł... Wszystkie nuty pięknie wybrzmiewają na mojej skórze. Zapach jest ciepły i otulający, idealny na jesienno-zimowe chłody. Projekcja fantastyczna a trwałość, jak to u Muglera oszałamiająca!!!

Nie zgodzę się z opinią że mamy tutaj wyczuwalna bitą śmietanę... Na pierwszym planie czujemy masło orzechowe. Jest ono bardzo słodkie. Na drugi plan wyłania się paczula która dodaje ten typowej "angelowskiej nuty ". Sprawia ona że zapach staje się trochę przykurzonych i nieco mroczny. Czuć tutaj także nuty wanilii jednak nie grają one głównej roli. Zapach jest bardzo, bardzo słodki.. Jestem fanką niebieskiego Angela jednak to Angel Muse okazał się moim ulubionym zapachem! Nie jest to tak ciężki zapach jak niebieski Angel jednak nadal jest to niezły mocarz! Projekcja i trawałość ogromna.

Chata jest bardzo stara, stoi na obrzezach lasu. Mieszka w niej zielarka. Przed nia mieszkala tam jej Matka , jej Babka i Matka Babki... Chata jest drewniana a laczenia w debowych balach wypelnione sa starym mchem i trawa. W srodku wisza peki przeroznych ziol, na palenisku caly rok tli sie watly ogien. Proste, stuletnie debowe sprzety stoja w rogach izby, na scianach wisza poczerniale ikony. Na kredensie widac wielki garniec miodu. Na debowym stole stoja miski i sloiki z ziowoymi remediami na wszystkie ludzkie bolaczki. ... Mugler Muse to zapach trudny ale piekny. Dla ludzi z wyobraznia.. ;)

Gwiazdka, a nie gwiazda - wolę niebieskiego brata, który jest pikantniejszy; niemniej owy killer mogę stosować w ciągu dnia i nikogo nie urażę jego intensywnością. Przeważają nuty: paczuli, pieprzu, grejpfrutu, paczuli.Trwałość po dwóch-trzech godzinach drastycznie spada.

Angel Muse jest cudowny. Czuć w nim oryginalnego Angel, ale po popsikaniu na skórę czuć coś jeszcze. Dla mnie to jest dosłownie słodki, lekko kwaskowaty mus truskawkowy. Podejrzewam, że to jest ten grejpfrut, którego możemy znaleźć w nutach. Jest w nim trochę pikanterii. Osobiście podoba mi się bardziej niż zwykły Angel. Do oryginału została dodana słodycz i bąbelki. To taka ulepszona wersja tych perfum, przynajmniej dla mnie.

Czuć, że to dobry, dopracowany zapach. Charakter klasycznego Angela jest jak najbardziej zachowany, jednak jakby zmiękczony. Muse bardzo ładnie się układa na skórze, jest miękki i otulający. Dziś pierwszy raz poczułam w nim orzechy, taką odsłonę polubiłam najbardziej. Na jesieni jakby mniej się rozwijał i był mniej trwały, w obecnych niskich temperaturach jest świetnym towarzyszem.

Dlaczego tylko ja czuję rabarbar w bitej śmietanie nie znając nut zapachowych tak pomyślałam i jestem w szoku że tak nie jest lubię rabarbar bardzo przyjemny zapach

Dostałam w prezencie i był strzałem tak 7/10. Na początku zapach wydaje się niesamowity ale po dłuższym używaniu przytłacza i odpycha. Po zużyciu połowy opakowania oddałam mamie, na której pachniał o niebo lepiej. Flakon jest bardzo ładny.

Rzadko zdarza mi się zakochać w perfumach od pierwszego wąchania. Zazwyczaj chodzę z karteczkami, zastanawiam się, potem testuję na skórze i czasem dopiero po dwóch, trzech miesiącach decyduje się na zakup. Ale nie tym razem... Mugler trafił w punkt, zakręciło mnie w nosie, bez żadnej gry wstępnej z karteczkami od razu chciałam go poczuć na skórze i niech mnie... pasował... i to jak pasował. Ciepło, miękko, kobieco, zmysłowo. Zapach dobry na jesień i zimę, albo chłodne wieczory, nada się też na randkę z ukochanym mężczyzną. Na mojego działa rozmiękczająco ;) Lubię perfumy z delikatna nutą pieprzu, tu jest ledwo wyczuwalna, ale bez niej perfumy nie byłyby takie same. Ten zapach jest po prostu smaczny, i sama czuję się w nich hmmm smakowicie... :) Dodam jeszcze, że zapach jest trwały i wszyscy wypytują czym tak ładnie pachniesz...

Angel Muse to świetne perfumy są :D Nawet fajnie , że oparte na pierwowzorze- to taka widać ukochana córeczka w designerskim flakonie- No tak reklamuje Jaggerówna - to też ta ulubienica taty :) Kocham wszelkie słodziaki dlatego nie mogłam odmówić sobie Muse- najlepiej czuje się w nim zimą i jesienią- gorąca skóra działa na jego niekorzyść i o tym trzeba pamiętać , jak już wspomniałam położony jest na pierwowzorze i gorąco może wybić tą piwniczną zatęchłą nutę- wiec na wakacje nie polecam :) U mnie otwiera się jak klasyk nutą świeżo upieczonego chleba. Ta nutka dość szybko mi ucieka- czuje początek zapachu matki jednak jest on potraktowany dużym kopem różowego pieprzu i akordem dość gorzkiego cytrusa- tak jakby grapefruit- początek nie jest więc słodki...Ale do czasu Później to już się dzieje na słodko- hektolitry bitej śmietany , orzeszki ziemne w karmelu , nutka batonowa- w typie Snickersa , rurki z kremem i napoleonka- no jakbym się zatrzasnęła w cukierni i mi to bardzo odpowiada- takie słodkości to ja lubie a i moja skóra świetnie je przyjmuje- one się w nią doskonale wgryzają :) Wetyweria w bazie nie za dobrze jednak unosi mi tą słodycz w upały o czym pisałam wcześniej- całość robi się zbyt lepką , za mocno pudrowa i faktycznie jest już o krok od nuty piwnicznej- brakuje mi tutaj troszkę tej paczuli- no ale przecież nie można mieć wszystkiego :) Trwałość u mnie około 10 godzin- z ogonem orzeszków w karmelu :) Więc jak dla mnie- bardzo trafiona kompozycja :)

Z początku kiedy dostałam próbkę nie zachwycił mnie ale dałam mu szanse... po kilku dniach kiedy wyciągłam ubrania które były tą perfumą popsikane - zakochałam się w niej! Z początku zaczyna się dość ziołowo - mi to przypomina trochę lekarstwa, chwilę później zapach staję się prawdziwym angel musem, rozwija się na skórze, po czasie staje się dość słodki. Jest to perfuma dla kobiet wymagających, pewnych siebie . Na każdą porę roku, uwielbiany przez mojego faceta, trwałość dość dobra ... po prostu uwielbiam!

Kupiłam od razu po premierze gdy tylko pojawił się w perfumerii.Liczyłam na coś dużo lepszego.Otrzymałam zapach orzechowy z bitą śmietaną w oryginalnym flakonie.Ma duzo cech wspolnych z klasycznym Angelem,ale rozwija sie na skorze w innym kierunku.Troche sie zawiodlam.

Angel Muse jest zbliżone do klasycznej wersji EDP. Nuta piwniczna, została tu jednak wzbogacona o przypaloną nutę karmelu. Garnek z przypalonymi na dnie, wysuszonymi już kawałkami cukru i jakaś gorzka czekolada w tle. To taki klasyczny Angel wzbogacony w drobne niuanse. Nie można powiedzieć, że podobny do któregoś ogródka, bo jednak to kolejny killer. Nuta gourmand, ale niezbyt jadalna i mnóstwo piwnicznej paczuli i mamy nieco odświeżonego klasyka, z podkręconymi molekułami ;)

Jak na Muglera przystało, to wyjątkowy zapach. Bardzo wielowymiarowy, nieoczywisty, zaskakujący, z sukcesem łączy sprzeczności. Dominuje w nim słodycz i ciepełko, ale doprawione w niezwykły, aromatyczny, cierpki sposób. Raczej nie spodoba się każdemu. U mnie ma minimalnie mniejszą trwałość i projekcję od klasycznego Angela, ale też jest od niego bezpieczniejszy i bardziej uniwersalny. Piękny flakonik, który chyba bardziej mi się podoba niż perfum hehhe... Polecam

Jestem fanką wszystkich odmian Angela, więc poza tym, że jedne podobają mi się bardziej, a inne mniej, to zawsze jest na plus. Muse na początku mi się nie spodobało, dopiero za trzecim podejściem się przekonałam i przepadłam. Zapach paczuli, orzechów i bitej śmietany zdecydowanie do mnie przemawia i go wyczuwam. Trwałość perfum jest przegenialna, bo jeśli ludzie pytają mnie, co to za zapach i wyczuwają go z nieco większej odleglości niż jazda na sardynkę w komunikacji miejskiej, to coś jest na rzeczy. Uwielbiam go i dawkuję, nie używając codziennie, by nie spowszedniał.

Klasyk toleruję od czasu do czasu, zarówno EDP jak i EDT - doceniam, ale fanką nie jestem. Bardzo lubię Innocent i tutaj trafiono w dziesiątkę jeśli chodzi o bardziej przystępną wersję zapachu. Muse to polukrowana i oblepiona toffi paczula, szczególnie dziwny jest początek, kiedy słodycz jest po prostu dziwna i wychodzi tzw. piwniczna paczula, chociaż na mnie ta nuta zazwyczaj pachnie ładnie. Później robi się bezowo-lukrowo i bardziej "dla ludzi". Te perfumy to rozkrok pomiędzy klasycznym Angelem a perfumami Britney Spears, czyli Angel w wersji dla młodszych nastolatek - wychodzi na to, że za stara jestem. ;) Trwałość jak to u Muglera - świetna. Butelka fajna, nowoczesna.

OMG. Upiorna slodycz. Czuje cos jakby ciut za dlugo trzymany w nieodpowiednich warunkach miod, wrzucony do otwartego grobu i przysypany gora owocow przemieszanych z orzechami. Slodycz Angel Muse jest... dziwna. Nie jestem zagorzala fanka klasyczego Angel, chociaz czasami nosze go z przyjemnoscia i odrobina sadystycznych uczuc wobec otoczenia - ale Angel Muse nie ma kontrowersyjnej urody i charakteru klasyka. Angel Muse w ogole nic nie ma - straszy tylko tym wilgotnym powiewem otwartego grobu, wynurzajacym sie z ciezkawych oparow przygniecionego mieszkanka owocowo-orzechowa miodu. Zdecydowanie nigdy wiecej.