Brakuje mi irysa, który tak bardzo umilał Eau de Nuit... Ale to nie jedyny powód dla którego Eau de Nuit Oud nie zdobyło raczej mojego serca. Nie podoba mi się jak zapach żyje na skórze. Czy raczej nie żyje.
Najpierw był blotter i pozytywne wrażenie. Potem odlewka, nadgarstek, ubrania, skóra, ubrania, skóra i... czar prysł. Bardzo ładny, wyraźny kardamon, ale gdzieś ,,zapodziała się" reszta aromatycznych przypraw, co już jest strzałem w kostkę, bo razem z nim zniknął nastrój. Wyobraźcie sobie, że macie nadzieję na ciepły miły wieczór, przygodę, przyjemnie spędzony czas (cokolwiek wolicie), a tu dzwoni teściowa, że potrzebuje pomocy przy malowaniu, natychmiast. Może przesadzam, ale tak właśnie jest według mnie - mamy charakterny kardamon ze słodkawą, aromatyczną bergamotką, ciepłe, milutkie tło, pojawia się świeżość i miękkość irysa, robi się przyjemnie, tajemniczo, obiecująco... a tu bach! Z szafy wyłazi woreczek różany do odświeżania ubrań, ktoś przypomina, żebyś podlała setki pelargonii na parapecie (geranium:/, a gdzieś czają się stare, pokryte białym nalotem słodycze (tonka). Kompozycja jest zaburzona, płaska, natrętna w swojej stagnacji. Oud jest bardzo przypiłowany, słabo wyczuwalny, ginie pod tym wszystkim.
Do tego średnia projekcja (czyli najgorsza możliwa na wieczór) i średnia trwałość (ze 3-4 godziny?)
Może przesadzam z marudzeniem, ale i tak Klasyk Eau de Nuit bije ją na głowę.