Mgiełkę kupiłam z polecenia pani w zaprzyjaźnionej drogerii - dotychczas zachodziłam tam po mus brązujący tej samej marki, a tamtego pamiętnego dnia wyszłam z musem i dwiema butelkami brązującej mgiełki (niby taki Sknerus MacKwacz ze mnie, ale na kosmetyki wydaję fortunę, chyba czas zacząć się leczyć!). Jako, że kosztowała tylko 24,99 zł, to po prostu NIE MOGŁAM jej nie kupić. I co? I nie żałuję, a moją ulubioną panią z drogerii powinnam ozłocić ;).
Mgiełka zapakowana jest w wygodną, przezroczystą butelkę z atomizerem oraz plastikową zatyczką. Sam atomizer działa bez zarzutu, rozpyla delikatną mgiełkę (mógłby jeszcze pryskać, gdy butla jest do góry dnem, no ale...nie można mieć wszystkiego). Szata graficzna prosta, ale estetyczna.
Produkt ma formułę dwufazową, tak więc przed każdym użyciem należy solidnie wstrząsnąć opakowaniem. Zapach - typowo wakacyjny, z lekką nutą bursztynu, kobiecy i dla mnie - relaksujący. Niestety, po kilku h wyłazi nuta DHA, jednak nie jest ona tak natrętna, jak w innych kosmetykach tego typu.
Jak deklaruje producent, mgiełka zapewnia efekt stopniowej opalenizny (DHA jest na 4.miejscu w składzie), bez smug i przebarwień, do tego intensywność koloru stopniujemy my same.
Produkt nakładam po wieczornym prysznicu, przy zachowaniu takiej pielęgnacji, jak zwykle, tj. peeling raz na 10 dni (gruboziarnisty) lub 2 razy na 10 dni (średnioziarnisty). Obecnie używam peelingu Indigo, to mocny zdzierak, ale! nie aplikowałam mgiełki tuż po złuszczaniu, tylko na drugi dzień (Indigo zostawia warstwę okluzyjną z olejów). Aplikacja mgiełki brązującej zazwyczaj odbywała się co drugi dzień, przez tydzień - potem tydzień przerwy i ponownie, tym samym systemem. Pryskam bezpośrednio na skórę i wmasowuję kolistymi ruchami. Mgiełka nie zostawia tłustej warstwy i wchłania się dość szybko, choć ja i tak ubieram się kwadrans po aplikacji, dla pewności.
Uzyskana opalenizna bardzo mnie zaskoczyła - jak moja własna! Złocistobrązowa, bez pomarańczu, mega naturalna i lekka - a to po jednym użyciu! Kolejne przyciemniały stopniowo moją skórę, koleżanki komplementowały, że pięknie się opaliłam, a to przecież kosmetyk, moja tajna broń ;). Cenię ją właśnie za ten naturalny efekt, którego tak brakuje mi przy większości samoopalaczy (no i za brak obezwładniającego czasami smrodku, miałam kiedyś takiego agenta, co czadził jak pasza dla prosiąt, mój chłop chciał mnie z domu wygonić!). Opalenizna jest równomierna, złocista, głęboka - taka, jak lubię.
Warto nadmienić, iż efekt jest bez smug, bez plam, kolor schodzi równomiernie, po prostu blednąc. Mgiełka nie tylko nie wysusza, ale i nawilża, skóra jest gładka, miękka i apetycznie pachnąca. Nie odnotowałam alergii, podrażnień czy zatkania porów. Stosuję ją również na twarz, przyciemnia ładnie i naturalnie, nie podrażnia oczu.
Dość wydajna, jestem przy końcówce pierwszej butli o poj.195 ml, a zakupiłam ją w ostatnim tygodniu czerwca - oceniam, że spokojnie wystarczy mi jeszcze na solidne dwie aplikacje.
Minusów nie odnotowałam, jest idealna, leciutka, pachnąca i dająca taki efekt, jaki lubię najbardziej.
***Podsumowując: jeśli nie masz wprawy w aplikacji produktów brązujących lub też szukasz czegoś, co da ci naturalny, porządny efekt opalonej skóry bez smug i plam, to dobrze trafiłaś - mgiełka od Lirene naprawdę jest grzechu warta;)***
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie