Oriflame Colourbox, Eyeshadow Cień do powiek

Posiadam dwa odcienie: - Pearly Pink (z oferty podstawowej) - perłowy jasny róż z maleńkimi srebrnymi drobinkami. - Bright Brick (z limitowanej oferty walentynkowej) - mocna ceglasta czerwień ze złotym poblaskiem. Pierwszy odcień niestety bardzo mnie rozczarował. Liczyłam na przynajmniej delikatną perłę (jak zresztą jej nazwa wskazuje), a dostałam jasny pudrowy róż, którego praktycznie nie widać na powiece, nawet nałożony na bazę jest ledwo widoczny, jakbym niczym nie pomalowała powieki. Do tego posiada on srebrne drobinki, które praktycznie również nie są widoczne, zdążą opaść zanim umaluję powieki. Z kolei drugi odcień z walentynkowej limitowanki to już jest sztos. Mocno napigmentowany, wystarczy lekko musnąć go pędzelkiem, żeby kolor na powiece był wyrazisty. Podoba mi się też jego złotawy poblask, więc kolor z pewnością należy do ciekawych. Oceniając posiadane przeze mnie odcienie trudno mi jest ocenić te cienie przez pryzmat całokształtu. Pearly Pink oceniłabym na naciąganą 3, a Bright Brick na 5. Tak więc ogólnie oceniam je na 4, chociaż ten pierwszy odcień pozostawia wiele do życzenia.

Najsłabszy element w kosmetykach Oriflame został ulepszony. Cienie Colourbox nie mają już tak suchej konsystencji, są bardziej mokre w kierunku do cieni z MUR, jest to naprawdę przyzwoita jakość, dobrze się blendują, nie znikają w ciągu dnia, nie zbierają się w załamaniu. Ale uwaga odcień warm brown wcale nie jest taki ciepły! Powiedziałabym, że to neutralny odcień brązu nawet w kierunku do zimnego! Niemniej jednak mi bardzo przypasował, jest po prostu idealny do załamania powieki w delikatnym, makijażu dziennym. Jest to matowy odcień, myślę, że od biedy można by nim było nawet wykonturować twarz.