Kupiłam ją dość dawno, nawet nie pamiętam gdzie i kiedy i tak sobie leżała trochę zapomniana w moich maseczkowych zasobach. Ostatnio robiąc przegląd terminów ważności zauważyłam, że za parę miesięcy minie, więc zmotywowałam się do jej zużycia. Wcześniej nie patrzyłam na nią przychylnie, ponieważ miałam nieprzyjemne doświadczenia z peel off od Pilaten. Moja cera jest mieszana, z mocno wyświecającą się strefą T. Nie mam problemów z wypryskami, za to rozszerzone i zanieczyszczone pory niestety się znajdą. Jest również wrażliwa.
Opakowanie jest dosyć ciekawe. Przede wszystkim szata graficzna prosta, ale nawet mi się podoba. Wszystkie informacje z przodu oraz z tyłu są fajnie czytelne. Mamy zaznaczone miejsce, w którym możemy rozerwać opakowanie i dostać się do środka – łatwo to zrobić nawet mokrymi dłońmi no i przede wszystkim nie wchodzi na napisy, co zawsze doceniam, bo zwykle po aplikacji wracam do opisu działania produktu. No i mamy jeszcze zaznaczone miejsce, w którym można przeciąć opakowanie i tak powstałą „łyżeczką” dozować wodę do rozmieszania proszku. I rzeczywiście, ta ilość wody była idealna. Bardzo fajny, i przede wszystkim funkcjonalny pomysł.
Po pierwsze zaskoczył mnie zapach – zwykle woń glinki bardzo mi się podoba, ten jednak skojarzył mi się troszkę z domestosem, natomiast mojemu mężowi bardzo się spodobał. Rzecz gustu po prostu :) Maska ma postać proszku, który po zmieszaniu z wodą tworzy postać przypominającą gęsty klej. Nie tworzą się grudki, łatwo rozmieszać produkt. Producent zastrzega, żeby spieszyć się z aplikacją, bo dość szybko zastyga. Na szczęście nie jest to tempo ekspresowe, ja zdążyłam ją w miarę równomiernie rozłożyć bez większych kłopotów. Na twarzy zastyga dosyć szybko. Mamy ją trzymać 10-15 minut, ja oczywiście poczekałam do upłynięcia kwadransa. Najpierw chłodzi, pod koniec leciutko, leciuteńko szczypie. Ja mam cerę wrażliwą, więc większość osób nawet tego nie odczuje, bo nie jest to uciążliwe. Zdejmowanie maseczki jest naprawdę bezproblemowe, co prawda nie schodzi w jednym kawałku, ale sporymi płatami. Jakieś drobne pozostałości domyłam bez problemu wilgotnym wacikiem. Na szczęście schodzi bezboleśnie.
Wiem, że jest to maska glinkowa, a więc o potencjalnie silnym działaniu. Jednak moja cera glinki lubi. Niestety tutaj mam problem z delikatnym przesuszeniem. Po zdjęciu maski dość szybko odczułam dyskomfort, musiałam spieszyć się z aplikacją kremu, ale i tak nie do końca to pomogło – wciąż czułam lekkie ściągnięcie. Taki efekt jest mi dość obcy, nawet po maskach oczyszczających, także zostałam dość niemiło zaskoczona. Oczyszczenie, owszem, mamy, jest jednak dość delikatne. Tak samo wygładzenie, również da się po prostu odczuć, ale nie mam ochoty tak jak czasami po super maskach dotykać się cały czas po twarzy, co jest dla mnie wyznacznikiem :) Zmatowienie raczej jest zaraz po zdjęciu maseczki, później sebum wraca, na drugi dzień nie widziałam już żadnego ograniczania wydzielania go. Nie czepiałabym się jakoś szczególnie tego, że nie daje spektakularnych efektów, jednak producent takie obiecuje („skóra jak po profesjonalnym zabiegu u kosmetyczki”), więc muszę się do tego odnieść - niestety, ale po prostu nie. Ja raczej nie kupię ponownie, nie jest to zły produkt, stosowany regularnie na pewno da fajne efekty, jednak jest tyle innych propozycji do sprawdzenia… :)
Zalety:
- fajne, funkcjonalne opakowanie z dobrym pomysłem miarki wody
- naturalny skład
- dostępność
- łatwo ją zdjąć, schodzi bezboleśnie, nie ma też problemu z domyciem pozostałości
- nie kruszy się
Wady:
- nieprzyjemny zapach
- wysusza, konieczna jest szybka aplikacja kremu
- ściąga twarz, pozostawia uczucie dyskomfortu
- nie daje spektakularnych efektów (a takie obiecuje producent)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie