Jak tylko zobaczyłam tę paletę na stronie revolutionbeauty, to się w niej po prostu zakochałam. Mam już dwie inne palety Revolution Pro: Mirage oraz Revelation i uważam, że obie są świetne, dlatego spodziewałam się, że nowa paleta z tej serii również mnie nie zawiedzie.
Pod koniec października dostałam w prezencie od mojej siostry paletkę Revolution Pro Entranced i muszę przyznać że na żywo prezentuje się znakomicie. Używam jej już przeszło miesiąc praktycznie non stop i... nie mogę przestać :-)
Opakowanie ma identyczne jak pozostałe palety Revolution Pro: proste ale solidne, z góry plastikowe okienko, co bardzo ułatwia sprawę, gdy tak jak w moim przypadku, ma się już inne takie palety, bo od razu widać po jakie kolory można sięgnąć. Całość prezentuje się ładnie, cienie mają swoje nazwy. Używam jej intensywnie i jak na razie nie widać praktycznie żadnych śladów zużycia, pojawiły się jedynie drobne ryski, ale ja nie certolę się specjalnie z moimi kosmetykami więc to raczej normalne, że jedno opakowanie rysuje i wyciera się od drugiego, skoro wrzucam je do kosmetyczki czy koszyka jak leci, jedno na drugim.
Kolorystyka tej palety jest w mojej ocenie delikatna, typowo do makijażu dziennego. Miażdżąca większość to maty, są trzy odcienie błyszczące i jeden mat z drobinkami, jednak te drobinki są praktycznie niewidoczne już na powiece.
Błyszczące odcienie są delikatne, to nie są cienie foliowe, czy mocno metaliczne. Błysk jest stonowany. Można tych błyszczących odcieni używać jako toperów na inne cienie matowe, albo solo. Nałożone na klej do brokatów z Nyxa wyglądają o wiele bardziej intensywne i mocniej odbijają światło.
Maty są cudowne. Nie są suche, mają bardzo przyjemną konsystencję. Jak się pogmera w nich paluchem, to sprawiają wrażenie jedwabistych, wręcz kremowych. Są świetnie napigmentowane, a jednocześnie nie sprawiają mi żadnego problemu z nakładaniem i blendowaniem. Nie tworzą plam na powiece, świetnie się rozcierają i ładnie łączą ze sobą, tworząc schludne ombre na oku. Przy blendowaniu pigment nie wytrąca się i cienie nie przechodzą w tzw. kolor brudnej kałuży.
Trwałość cieni jest naprawdę ok. Ja zwykle noszę makijaż nawet do 14 godzin i szczerze przyznaję że jedynie błyszczące odcienie tracą po takim czasie na swojej intensywności i zwykle zanikają głęboko w samym załamaniu moich powiek (mam głęboko osadzone oczy i miażdżąca większość cieni połyskujących tak się u mnie niestety zachowuje, bo wynika to stricte z budowy moich oczu). Jednak pomimo upływu tylu godzin maty wyglądają nadal świetnie, nie przemieszczają się, zasadniczo zachowują kolor, wyglądają ładnie i schludnie. Ogólnie te cienie są bardzo trwałe i jeżeli spojrzymy na paletę pod kątem jej ceny (40 zł!!!), to jakość jest bez wątpienia bardziej niż zadowalająca.
Lubię sięgać po tę paletę, kolory trafiają w mój gust, są to barwy które świetnie nadają się do "dzienniaczka", czyli takiego makijażu, który robię praktycznie codziennie. Cienie blendują się łatwo, szybko i przyjemnie, a efekt końcowy zawsze mnie zadowala. To taka "łatwa w obsłudze" paleta, która nawet zupełnemu laikowi nie powinna sprawić problemu. Ma bardzo dobrą pigmentację, a jednocześnie nie robi plam i komfortowo się te cienie rozcierają.
Jedynym minusem jaki dostrzegam jest powielenie trzy razy praktycznie tego samego koloru, bo cienie o nazwie: Delusion, Fulfilled, Enticed wyglądają uderzająco podobnie, ja na mojej powiece nie widzę między nimi żadnej różnicy. Niestety, dla mnie to strata miejsca, bo zamiast trzech ciepłych brązów, można było w tej palecie zaserwować jeszcze inne dwa ciekawe kolory.
Jednak ogólnie polecam z całego serducha, bo paleta jest naprawdę super, a kosztuje tak niewiele. To jest tylko kwestia gustu, bo jak ktoś lubi takie kolorki i preferuje makijaż dzienny, lekki i radosny, to na pewno będzie z palety Entranced zadowolony.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie