Bobbi Brown Crushed Lip Color Pomadka do ust

Nie przepadam za swoim naturalnym kolorem ust. Byłam więc przyzwyczajona do matowych, płynnych pomadek dających mocne krycie. Bobbi Brown to zmieniła :) Pierwszą pomadkę z serii Crushed Lip Color zakupiłam w postaci miniatury o kolorze Ruby. W euforii wypróbowałam ją niemal odrazu i.. Od tego czasu do kolekcji dołączyły 4 pełnowymiarowe produkty. Ale po kolei. Opakowanie szminki jest matowe, czarne z elementem prezentującym kolor. Wykonane z solidnego plastiku, łączy w sobie minimalizm i elegancję. Do wieczka od wewnątrz jest przymocowana gąbeczka zabezpieczająca produkt, a mechanizm wysuwania działa bez zarzutów. Szminka jest dostępna w szerokiej gamie kolorów - od subtelnych nudziaków, po ekspresyjne czerwienie, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Czytałam, że Bobbi przy tworzeniu tej serii inspirowała się między innymi naturalnymi odcieniami kwiatów :) Ja miałam przyjemność używać: Ruby, Blackberry, Plum, Cranberry i Parisian Red. Na pierwszy rzut oka szminki wyglądają na mocno napigmentowane. Jest to zarazem prawda jak i iluzja. Konsystencja może wydawać się nieco ,,twarda”, jednak pod wpływem ciepła ust, produkt topnieje i zamienia się w aksamitny balsam. I takie też ma właściwości - nawilża oraz zmiękcza. Rozprowadza się cienką warstwą (nie ,,dociskam” szminki do ust), równomiernie i gładko. Jest to zdecydowanie na plus, jeżeli chodzi o wydajność :) Krycie można łatwo stopniować, aż do pełnego. Natomiast - moim zdaniem - najlepszy efekt uzyskuje się nanosząc 1/2 warstwy kosmetyku i delikatnie go rozprowadzając, jakby rozmywając na granicy czerwieni wargowej. W ten sposób usta wyglądają na pulchniejsze o zdrowym połysku, a kolor jest nienachalny (na załączonym zdjęciu odcień Parisian Red). Po prostu podkreśla to, co w Tobie naturalnie piękne oraz pielęgnuje :) Choć, jak wspomniałam, produkt przypomina nieco balsam i w ciągu dnia są konieczne poprawki, usta cały czas pozostają delikatnie zabarwione. Zauważyłam jednak, że w zależności od koloru konsystencja też jest nieco inna. Mowa tu o wspomnianej wyżej ,,Blackberry”, która zawiodła moje oczekiwania. Wydaje się bardziej skondensowana od swoich sióstr i ciężej się z nią pracuje. Na dodatek - uwidacznia niedoskonałości, np. suche skórki. Jest natomiast chyba najciemniejszym z dostępnym kolorów, którym również można stopniować krycie. Warto mieć też na uwadze, że Bobbi Brown jest marką z wyższej półki, więc największym minusem jest cena. Nawet w promocji należy liczyć się z wydaniem sporej kwoty.