Olej ten kupiłam po przeczytaniu na jego temat trochę informacji w Internecie. Bardzo mi się spodobał, więc nie zwlekałam. Kosztował około 16-17 złotych w pewnej drogerii internetowej.
Czy ktoś wcześniej słyszał o takim oleju? Ja nie. Ale przypadkiem trafiłam na stronę internetową, opisującą jego właściwości i stwierdziłam, że muszę przetestować. Najpierw jednak kilka najważniejszych informacji. Olej pracaxi pozyskiwany jest poprzez ekstrakcję z nasion, rosnących na pewnym rodzaju drzew z wilgotnych tropików. Bogaty jest w kwas oleinowy, linolowy i behenowy, przyczyniające się do nawilżenia skóry. Ze względu na silnie nabłyszczający kwas behenowy, olej ten jest chętnie wykorzystywany do pielęgnacji włosów. Ja kupiłam go z myślą o skórze twarzy, ponieważ posiada on właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne, a wiąże się to z wyciszaniem trądziku i zapobieganiem jego powstawania. Moja cera jest mieszana i trądzikowa, więc taka informacja tylko mnie mocniej przyciągnęła. A dodatkowo pomaga on w redukcji przebarwień i blizn. No więc tak... Po kupnie, używany był przeze mnie dobry miesiąc, codziennie na noc. Dodawałam 2 kropelki do ulubionego kremu. Natychmiastowe działanie to na pewno świetne nawilżenie. Skóra została delikatnie zmiękczona i wygładzona oraz biła zdrowym blaskiem przez pozostawioną warstwę. Oczywiście przyczyniał się do tego również sam krem, ale mam wrażenie, że te efekty zostały spotęgowane. Po około 2 tygodniach zauważyłam minimalną zmianę, jeśli chodzi o wygląd moich przebarwień potrądzikowych. Patrząc na swoją twarz w lustrze, wydawało mi się, że jej koloryt jest jakby bardziej wyrównany, niż był wcześniej. To zasługa delikatnie rozjaśnionych przebarwień. Od tego momentu już niewiele się zmieniało. Owszem, pomagał nieco szybciej wyciszać wypryski, ale nie zmniejszył powstającej ich ilości. Pomagał też w zatrzymywaniu wilgoci w skórze, czyli w utrzymaniu odpowiedniego nawodnienia, a to dzięki cienkiej, tłustej warstwie, którą zostawia. No i nie zapchał mojej cery skłonnej do zapychania, o co chyba najbardziej się martwiłam. Także muszę stwierdzić, że olej ten nie jest rewolucją w mojej pielęgnacji. Nadal go mam i sporadycznie używam. Szczególnie, kiedy czuję na twarzy suchość i widzę suche skórki. Jestem mu wdzięczna za lekkie rozjaśnienie przebarwień, ale oprócz tego to niczym mnie nie zaskoczył. Mimo tego zasługuje na 5 gwiazdek, bo nie widzę w nim straszliwych wad ;).
Konsystencja oleju, kiedy do mnie przyjechał, była stała i wyglądało to bardziej na masło. Domyśliłam się, że po prostu zastygł (było wtedy zimno), więc wsadziłam go do miseczki z ciepłą wodą. Po 15 minutach z masła zmienił się w mętny olej o żółtawym kolorze. Jest on bardzo gładki w odczuciu, niczym jedwab. Na skórze rozprowadza się równie gładko. Pozostawia cienką, tłustą warstwę, która rozświetla skórę w naturalnie wyglądający sposób. Wchłania się bardzo powoli, a ostatecznie i tak nie do końca.
Zapach ma specyficzny i na pewno nie spodoba się każdemu. Były dni, kiedy czułam od niego olej po smażeniu frytek, a były też dni, co pachniał dla mnie smakowitymi orzechami :D. Jest to połączenie tych dwóch zapachów, a który wyczujemy, to już zależy od dnia (przynajmniej ja tak mam :D).
Opakowanie to brązowa, półprzezroczysta buteleczka z pipetą. W tej kwestii przyczepię się tylko do tego, że pipeta mogłaby kończyć się spiczastym otworem, a nie zaokrąglonym. Wtedy ten całkiem gęsty olej byłby łatwiejszy w dozowaniu. Szata graficzna należy do tych minimalistycznych, co oczywiście lubię ;). Utrzymana jest w białym i czarnym kolorze - bez zbędnych ceregieli. Całość ma dobrą jakość. Pojemność to 30ml.
Zalety:
- Nawilża skórę, zmiękczając ją i wygładzając
- Pozostawia cienką, tłustą warstwę ochronną, która przy okazji dodaje skórze naturalnie wyglądającego blasku
- Pomaga utrzymać odpowiednie nawodnienie
- Delikatnie rozjaśnił moje przebarwienia potrądzikowe
- Łagodnie wycisza trądzik
- Nie zapycha moich porów (ale komuś innemu może, więc ostrożnie)
- Gładka, jedwabista konsystencja
- Wydajność przy używaniu tylko do twarzy
- Opakowanie