Farmapol Fruity Jungle, Balsam do ust `Smoczy owoc` 

Mam oprócz tej pomadki jeszcze wersje Acai i Liczi, ale to właśnie Smoczy owoc jest moją ulubioną spośród nich. Jest to bardzo poprawna pomadka, ale nie zostanie moim hitem tak jak Tisane, bo troszeczkę jej do niej brakuje. Niemniej naprawdę ją lubię i z przyjemnością używam. Opakowanie ma jak w klasycznych pomadkach, wszystko w nim działa, sztyft się nie zacina, napisy się nie ścierają, pomimo tego, że noszę ją w torebce. Pomadka ma łososiowy ;) kolor, który nie zostaje na ustach i bardzo przyjemny zapach i smak, który kojarzy mi się z owocowymi rozpuszczalnymi gumami do żucia. I właśnie z tego względu po tę pomadkę sięgam najczęściej, spośród całej trójki. Nawilżenie ust jest na dobrym poziomie. Sprawdziła się zimą, gdy chroniła moje usta przed wiatrem i chłodem. W upał też daje radę, aczkolwiek podczas całego aktywnego dnia w górach miałam już lekko spieczone i wysuszone wargi, pomimo naprawdę częstej aplikacji - to dlatego napisałam, że trochę jej brakuje do Tisane, która w takiej sytuacji sprawdziła się świetnie. Sztyft jest dość twardy, ale dobrze się nim smaruje. Pomadka nie rozmięka, choć nauczona doświadczeniem nie trzymałam jej w pobliżu źródeł ciepła ani w kieszeni spodni, więc w sumie nie wiem, czy przeżyłaby taki szok termiczny :P Wydajność na plus, ale ja z reguły pomadki mam "na chodzie" przez dość długi czas. Kolejną zaletą jest to, że nie zostawia drapiącego uczucia w gardle, a to dyskwalifikuje u mnie każdą pomadkę. Cóż więcej mogę powiedzieć, sprawdza się dobrze, lubię ją używać, na co dzień jest jak znalazł. Nie wiem ile obecnie kosztują, bo wszystkie 3 dostałam w prezencie, ale tę wersję chętnie kupiłabym ponownie. Moja ocena to 4,5.

Pomadek ochronnych nigdy nie za wiele zwłaszcza jak codziennie używa się matowych, wysuszających szminek i trzeba potem intensywnie nawilżać usta. Będąc w Hebe zauważyłam te produkty w trzech wariantach zapachowych: Liczi, Acai, Smoczy Owoc. Wszystkie kusiły opakowaniami i niską ceną . Pomadka przytwierdzona jest do kartonika który jest niezwykle kolorowy i tropikalny z obrazkiem danego owocu na przodzie. Dodatkowo sama pomadka jest w czarnym plastikowym opakowaniu co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało bo rzadko spotyka się tego typu kosmetyki w czerni. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać w środku. Moim łupem padł Smoczy Owoc czyli Pitaja. Sztyft ma kolor lekko różowy i słodko pachnie- nie wiem dlaczego spodziewałam się mocnego koloru pomadki. Jest dość zbity, nie mięknie gdy jest w ciepłym miejscu ale na ustach jest delikatny, absolutnie nie twardy. Lekko sunie po wargach i zostawia wyczuwalną powłokę. Przyjemnie natłuszcza usta. Raczej nie nawilża dogłębnie. Smak ma słodki więc nie ma problemu jeśli coś tam zliżemy a wiadomo że to kosmetyk do ust więc mi dość często się to zdarza :) Ochrania przed wiatrem i regeneruje usta które są przesuszone i podrażnione.Niweluje suche skórki i świetnie sprawdza się nałożona gruba warstwą na noc Skład też przyjazny m.in.olej rycynowy, masło kakaowe,masło Shea,lanolina,olej z migdałów ,olej kokosowy i inne. Uważam że zakup jest udany.Produkt spełnił moje oczekiwania. Nie wiem czy kupię ponownie ale to dlatego że chcę wypróbować jeszcze inne pomadki których na rynku jest multum.