OH! my sexy hair Hair Mask with Glitter Shine & Silky Brokatowa maseczka do włosów

Byłam bardzo ciekawa tej maseczki, ponieważ już miałam ją ale w innej wersji i dobrze się u mnie sprawdziła. Po otwarciu trochę się przeraziłam, że produkt ma ceglasty kolor i to dość intensywny, jakoś za bardzo nie było widać tego brokatu. Nałożyłam na włosy i założyłam czepek, żeby lepiej się wchłonęła. Przy zmywaniu leciała czerwona woda i automatycznie włosy zrobiły się miłe w dotyku. Maseczka sprawiła, że włosy stały się sypkie, gładkie, wygładzone oraz nadała im pięknego blasku, który naprawdę jest widoczny. Jestem zachwycona tym efektem nawet bardziej niż w poprzedniej wersji. Opakowanie starcza na jedną aplikację.

Saszetka dla półdługich włosów starcza na dwa razy. Nie ma na szczęście efektu brokatu jak na opakowaniu jednak włosy pięknie się błyszczą. Przez kilka godzin utrzymało mi się ułożenie bez użycia pianki jednak potem jak zawsze przy moich tłustych włosach pojawił się efekt oklapnięcia. Ale z efektu przez pierwsze godziny jestem zadowolona.

Kupiłam skuszona opisem, pięknym opakowaniem i standem z różnościami do włosów, do którego nie mogłam podejść obojętnie jako maniaczka kosmetyków do włosów. O tak oto stałam się posiadaczką tego cuda. Maseczki glitterowe do twarzy są mi znane, jednak żadna jak do tej pory się u mnie nie sprawdziła i po prostu ich nie lubię. Jednak natknęłam się na pozytywną opinię na temat produktu do włosów z tej serii i postanowiłam spróbować. Niestety przyznam szczerze, że jestem zawiedziona. OPAKOWANIE Opakowanie to klasyczna saszetka z słodką grafiką przedstawiającą dziewczynę w otoczeniu napisów i złotego pyłu. Z tyłu znajduje się dokładny opis produktu i sposób użycia. Saszetka wygląda bardzo estetycznie i samo opakowanie przypadło mi do gustu. Zawiera 20 ml maski, co idealnie wystarcza na 1 aplikację przy dłuższych włosach (mam włosy do połowy pleców). Opakowanie posiada specjalnie wydzielone miejsce do otwaria, wystarczy lekko pociągnąć. Jest to praktyczne, bo nie wymaga użycia nożyczek, do których przecież nie zawsze mamy dostęp. MASKA Maseczka ma postać dość gęstego, aksamitnego kremu w kolorze rudo-brązowym. Zapach jest raczej neutralny, nie drażni nosa, choć liczyłam na ładniejszą woń. Mam wrażenie, że określone maski są dedykowane poszczególnym kolorom włosów. Jeśli miałabym wybierać pod tym kątem to ta byłaby najbliższa kolorowi moich kosmyków. Maseczkę łatwo rozprowadzić na włosach. Po zalecanych 5 minutach spłukałam produkt. Cieszy mnie fakt, że łatwo domyć ewentualne resztki, bo mam włosy podatne na obciążanie. W masce nie widać drobinek brokatu, potem jednak widzimy na włosach lekką poświatę złożoną z maleńkich drobinek. Efekt jest niezwykle naturalny, an moich naturalnie błyszczących włosach praktycznie niezauważalny, stąd nie jestem zbytnio zadowolona. Co do wygładzenia włosów – kompletnie u mnie się ono nie pojawiło. Miałam wrażenie, że maska dodatkowo spuszyła mi włosy, które nie chciały się nijak układać. Regeneracji też jakiejkolwiek nie zauważyłam. Dla mnie niestety produkt nie spełnia obietnic producenta. Jednorazowa przygoda, która raczej się nie powtórzy. Mam jeszcze jedną wersję, ale nie korci mnie do jej użycia. Cena 7 zł zdecydowanie jest zbyt wysoka w porównaniu z efektami jakie uzyskałam. PLUSY ładne opakowanie znikome nabłyszczenie MINUSY maska nie daje wyraźnych efektów nie wygładza, a wręcz puszy nie zauważyłam zmiękczenia czy regeneracji wysoka cena w porównaniu z efektami