Niby Obcy, a tak znajomy...
Ta odsłona Aliena wbrew pozorom nie różni się wiele od klasyka - jest to wersja Eau de Toilette, ale na próżno szukać tutaj lekkich, świeżych akordów - Alien, nawet złagodzony, żeby nie powiedzieć - rozcieńczony dalej ma siłę rażenia dynamitu. Od razu uprzedzę - jeśli spodziewałyście się po tej wersji lekkiej, kwiatowej mgiełki, to trafiłyście pod zły adres ;).
Otwarcie to jaśmin w pełnej krasie - kwitnący tysiącem drobnych, niepozornych na pierwszy rzut oka, białych kwiatów - kwiatów, których aromat zagęszcza letnie powietrze i które niczym cichy morderca odurzają, zabierając resztki tak potrzebnego nam powietrza. Tutaj jednak szanowny pan jaśmin zostaje przełamany nutami cytrusowymi i mandarynką - jest mniej słodko i zdecydowanie lżej, niż w klasyku - choć do lekkiej kompozycji to temu naszemu Obcemu daleko. Tutaj nawet baza jest lżejsza, drzewno-piżmowa, delikatnie ociepla całość, choć nie ma się co łudzić - ciepło jest to słabe, bardzo słabe, jak dogasające ognisko na trzaskającym mrozie. Ten jaśmin jest zimny jak lód, przeszywa na wskroś i hipnotyzuje - nie ukrywam, że 'alienowy' jaśmin ukształtował moje myślenie o tych kwiatach i wzbudził we mnie nieposkromioną miłość w stosunku do tychże.
Alien Eau de Toilette to niezwykle elegancki zapach, luksusowy wręcz! Nosząc go, dostaję +100 do pewności siebie i poczucia własnej atrakcyjności. Od razu łatwiej mi się idzie przez życie, czuję się władczo i jakimś dziwnym trafem wszystkie ważne sprawy załatwiam z Obcym u boku ;).
Alien wzbudza dystans, ale jednocześnie przyciąga jak narkotyk. Enigmatyczny, niesamowicie seksowny, bardzo kobiecy, trudny i mocarny - a jednocześnie nie brak mu musującej świeżości - choć są to przebłyski, krótkie, ulotne chwile, które znikają, zanim zdążymy je złapać. Jest świetlisty i pełen życia, ale twardo pokazuje innym, że nie jest pierwszym lepszym psikadłem, tylko że ma swój własny, uparty, jaśminowy charakter. To perfumy z pazurem, eleganckie, ale 'not for everybody' - słabsze jednostki zginą pod jego ciężarem. Obcy potrzebuje nosicielki, która udźwignie jego ciężar i kaprysy i która będzie jego godną towarzyszką - kogoś, kto będzie szedł z nim ramię w ramię, a nie kogoś, kogo będzie musiał cucić i podnosić co krok. Kocham tego Obcego, niby obcy, a jednak znajomy... Mój ukochany, niczym druga skóra i zapachowy podpis.
Projekcja niesamowita, choć to tylko EDT - zostawia ogon i wszystko naznacza swoją obecnością. Trwałość również zasługuje na pochwałę, spokojnie ze 12-13 h, ale to Mugler, on trzyma poziom. Nie mogę nie wspomnieć o flakonie, mały klejnocik - i ten fiolet... Małe arcydzieło, idealnie współgrające z zawartością.
Wielbicielki jaśminu i klasycznego Aliena powinny go wypróbować - to dobra propozycja na cieplejsze dni, gdy klasyk wydaje się być zbyt intensywny. Warto je poznać, wszak to Alien ;)