Tak bardzo uwielbiam markę Bioup, a tu taki niewypał! Do tej pory używałam kilku produktów marki i co jeden to był lepszy, chyba wszystkie do tej pory miały u mnie maksymalną ocenę. Ten sorbet to dla mnie niestety jedno wielkie nieporozumienie i aż zdziwiłam się, że ma tyle pochlebnych opinii. Na mojej skórze się kompletnie nie sprawdził, a jego używanie również było drogą przez mękę. Na początku przez kilka tygodni próbowałam stosować go na twarz, ale nie byłam w stanie, to było straszne. Resztę sorbetu zużyłam na ciało, ale tam też nie podobał mi się efekt. Według mnie to bardzo nieudany produkt.
Kosmetyk znajduje się w szklanym słoiczku o pojemności 60 ml. Wygodnie się go używało w takiej formie, co do tego nie mam zastrzeżeń. Sorbet ma faktycznie zapach mango, chociaż jest on taki bardziej "surowy", zmieszany z aromatem innych naturalnych maseł, które są w składzie. Całkiem przyjemny, orzeźwiający, ale nie jest to słodki aromat naturalnego mango tylko bardziej taka mieszanka olejowo-owocowa.
Zdecydowanie produkt kusi swoim słonecznym kolorem - mocno żółty w słoiczku, energetyczny i pozytywny. Przyznam, że na mnie to też podziałało i skusiło w dużej mierze do zakupu. Jest to jednak największe przekleństwo tego sorbetu, bowiem barwi on skórę! I to wystarczy zaledwie niewielka ilość, żeby mieć twarz jak we wczesnym stadium żółtaczki. Skóra wygląda niezdrowo, nabiera takiego chorego żółtawego odcienia, a co więcej, barwi on też wszystko dookoła - dłonie, koszulkę, czegokolwiek się nie dotknie to zostawia ślady, choćby minimalne. Gdy zużywałam potem sorbet na ciało to skóra też stawała się lekko żółtawa i musiałam myć potem obficie dłonie, po których spływająca woda też była żółta. Jest to dla mnie czynnik całkowicie dyskwalifikujący ten produkt. Żeby było jeszcze gorzej, sorbet się nie wchłania całkowicie - zostawia lekko wyczuwalną oleistą powłokę - więc jeśli tylko dotkniemy dłonią twarz, to nie tylko mamy żółty kolor na palcach, ale na twarzy wyraźną smugę. Ogółem wyglądało to okropnie, chociaż należy mi się medal za wytrwałość, bo używałam produktu na różne sposoby aby tylko znaleźć jakieś pasujące mi użytkowanie.
Sorbet oparty jest na naturalnych masłach, więc nie wchłania się całkowicie na skórze tylko zostawia delikatnie lepką powłokę. Ma konsystencję takiego lepkiego żelu, który pod wpływem ciepła lekko topnieje i który można wmasować nawet w lekko wilgotną skórę aby nieco pomóc mu się wchłonąć. Na ciele jeszcze jako tako to wyglądało, bo skóra trochę przyjmowała tę tłustość, natomiast na twarzy - tragedia. Mocno błyszcząca, kleista skóra i co gorzej, sorbet kiepsko współpracował z innymi produktami. Nie byłam w stanie nałożyć potem na niego np. kremu z filtrem, bo tworzyła się dziwna maź o żółtym zabarwieniu, wyglądająca nieświeżo i czasem nawet rolująca się w postaci drobnych tłustych wiórków. Jednym słowem okropność.
Działanie tak naprawdę mogłam zaobserwować na ciele (stosowałam tylko na nogi), bo na twarzy po jakimś czasie się poddałam i zmywałam całość po kilku minutach walki. Sam w sobie sorbet delikatnie natłuszczał, skóra była lekko odżywiona, miękka, w ciągu dnia czułam, że jest odżywiona. Za każdym razem przed nałożeniem ubrania delikatnie odciskałam skórę w jakiś nadający się już do prania ręcznik, bo inaczej żółte smugi na ubraniu były gwarantowane.
Jak teraz to wszystko piszę, to aż sama się sobie dziwię, że starczyło mi tyle determinacji, żeby zużyć ten produkt. Nie lubię jednak wyrzucać kosmetyków, chociaż w tym przypadku miałam wielką ochotę go jak najszybciej zużyć. Dla mnie to produkt pełen niedociągnięć i kompletnie nie w moim guście, więc w żadnym wypadku nie mogę polecić.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie