Pat McGrath LuxeTrance Lipstick Nawilżająca szminka do ust

To moja pierwsza przygoda z czymkolwiek od Pat. Szminkę dostałam w prezencie. Pat chyba je wycofuje - wszytskie są albo wyprzedane, albo przecenione. Odeszłam od kupowania pomadek w sztyfcie na rzecz tych w płynie, bo pomadki w płynie zazwyczaj lepiej się trzymają. No ale chciałam spróbować jak to wygląda. Odcień Psycho Candy to jasna fuksja. Przepiękny, bardzo twarzowy, optycznie wybielający zęby kolor. Opakowanie jest śliczne. Każdy odcień ma oddzielny kartonik (specjalnie zaprojektowany) z charakterystycznym sznureczkiem. Samo opakowanie szminki ma piękny design, jest ciężkie i wygląda drogo. Zapach jest trochę chemiczny i w sumie przypomina tanią szminkę z drogerii. Może faktycznie to jakaś starsza partia, ale skoro ją sprzedają, to chyba nie powinno być jakiegoś specjalnego problemu akurat z moim egzemplarzem. Na szczęście, zapach jest wyczuwalny jedynie w opakowaniu. Pigment jest kosmiczny, bardzo łatwo nią wyrysować kontur ust, nie rozlewa się i nie rozmywa. Nie osiada na zębach. Nie wygląda jak typowo matowa pomadka. Daje taki jakby mokry efekt na ustach - nie umiem tego lepiej opisać. W odczuciu to chyba najbardziej nawilżająca pomadka, jaką mam. Jak już poodbijam wierzchnią wartwę (nawet za jednym pociągnięciem nakłada jej się trochę za dużo), jest zaskakująco trwała. Wiadomo, czegoś tłustego nie przeżyje, ale jak już wierzchnia warstwa się zetrze, zostaje na ustach pigment, który się nie zjada i trzyma się naprawdę długo. Czy warto? Nie, można dużo taniej kupić płynne pomadki o podobnych właściwościach, przynajmniej jeśli idzie o trwałość. Albo może nie tak dobre, ale 5 razy tańsze pomadki z Maybelline czy Rimmela. W cenie promocyjnej, jeśli zamawiacie od niej ze strony, myślę że można. Nie jest to nic, co trzeba mieć, ale przyjemnie się używa - nie tylko wygląda luksusowo, ale też w noszeniu jest niezwykle wręcz komfortowa i mam pewność, że mi się nie będzie odbijać ani rozlewać. Tym bardziej, że mamy na to co najmniej 18 miesięcy. Warto dodać, że PML nie była marką cruelty free (teraz deklaruje, że jest), więc ta akurat formuła była testowana na zwierzętach.