Balsam ten kupiłam przez obietnice zapachu. Mięta z rozmarynem? Wydawało się bardzo ciekawym połączeniem. Do tego ''goodbye stress'' i po prostu zostałam kupiona :D. Kosztował około 20 złotych na promocji w drogerii Rossmann.
Moja skóra rąk, nóg i pośladków jest praktycznie zawsze sucha, bez względu na porę roku. Nakładając balsamy skupiam się głównie na tych partiach, choć ostatnio lubię smarować się wszędzie :D. Cenię sobie porządne nawilżenie, ale w miarę możliwości bez tłustej warstwy, która często sprawia, że czuję się brudna. W tym przypadku tłustej warstwy nie ma, ale jest coś innego, czego nie da się zaakceptować... Najpierw kilka słów o działaniu. To przede wszystkim bardzo lekki balsam, który mogą polubić osoby ze skórą normalną, bezproblemową. Nawilżenie z jego strony jest słabe i nie ma tutaj co liczyć na jakąkolwiek regenerację, odżywienie. Dla mnie jest na tyle słabe, że kilka godzin od nałożenia nie czuję żadnej różnicy - skóra staje się z powrotem ściągnięta. Nie na to liczyłam, ale uwierzcie, że to najmniejszy problem... Tym najgorszym problemem jest rolująca się warstwa. Nie dosyć, że zostawia skórę matową, bez życia, to jeszcze się roluje. Wystarczy 5 minut, by zauważyć swego rodzaju skorupę, która po przetarciu ręką się odrywa. Totalna porażka. Poszedł więc w odstawkę, a potem powędrował do mojej mamy. Stwierdziła, że jeśli ją też będzie wkurzała rolująca się warstwa, to zużyje go jako aromaterapię, smarując np. dekolt na noc. To dobry pomysł, bo ta woń jest naprawdę przepiękna. Ale do smarowania całego ciała absolutnie odpada.
Konsystencja jest lekka, bardziej w kierunku mleczka, choć nie na tyle rzadka. Rozprowadza się dość topornie, pozostawiając białe smugi, które trzeba dobrze wmasować. Zauważyłam, że prawie wszystkie balsamy z masłem shea w składzie mają tendencję do pozostawiania denerwujących i zabierających niepotrzebnie czas smug. Po porządnym rozsmarowaniu wchłania się szybko, lecz pozostawia tę rolującą się skorupę, o której już wcześniej wspomniałam...
Zapach to po prostu coś pięknego. Mamy tutaj połączenie mięty z rozmarynem. To, co z tego połączenia wychodzi według mojego nosa, to pudrowa mięta. Pudrowa do granic możliwości. Jest też świeżo w stylu typowej mięty. Genialny zapach i rzeczywiście relaksujący, odprężający. Za każdym razem nie mogłam oderwać nosa od swojej skóry, a w sumie mogłam, bo to bardzo intensywna woń, unosząca się dookoła nas przez całkiem długi czas.
Opakowanie to miękka, matowa tuba z zamknięciem od dołu typu zatrzask. Szata graficzna przedstawia grafikę mięty i rozmarynu w bardzo atrakcyjnym dla mojego oka wyrazistym, turkusowym kolorze. Całość prezentuje się naprawdę świetnie. No i do niczego nie mogę się przyczepić, bo jakość jest super. Pojemność to 200ml.
Zalety:
- Przepiękny zapach
- Ładna i dobrej jakości tuba
Wady:
- Bardzo słabo i na krótko nawilża
- Roluje się
- Pozostawia skórę matową, bez życia
- Tworzy białe smugi przy rozprowadzaniu
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie