Versed On the Rise Firming Serum Serum ujędrniające

Serum kupiłam na cultbeauty, było to moje pierwsze zetknięcie z tą marką. Są to produkty wegańskie, cruelty-free, Ich zasada to: shelfie-worthy, no-fuss, low-waste packaging. Opakowanie to plastikowa buteleczka w kolorze różowym z pipetą. Pipeta jest bardzo wygodna, nabiera dokładnie tyle produktu ile potrzeba. Konsystencja to żelowe serum w kolorze lekko żółtym, co do zapachu to ja nie wyczuwam nic. Serum nakłada się na dwie minuty po oczyszczeniu twarzy na suchą skórę, ale przed nawilżeniem. Zdecydowanie wystarczą 2 krople na twarz i szyję. Producent obiecuje: spore ujędrnienie, zmniejszenie zmarszczek, podobno serum cofa działanie słońca i grawitacji dzięki wyjątkowej formule, która zwiększa produkcję kolagenu, wygładzając drobne linie i zmarszczki, neutralizuje szkodliwe wolne rodniki i wzmacnia naturalny system obronny skóry. A jak jest naprawdę? Serum zawiera peptydy, wit c i resweratrol - całkiem przyjemne substancje dla mojej skóry, które traktuję jako inwestycję na przyszłość. Nie oszukujmy się żaden produkt nie zmniejszy ani nie zniweluje nam zmarszczek, takie cuda to tylko medycyna estetyczna. Ja tego nie oczekiwałam, takie produkty traktuję jako inwestycję na przyszłość, gdzie skóra będzie starzeć się wolniej itp. Podczas używania nie widać żadnych efektów woow, cera jedynie jest bardziej nawilżona, serum pomaga w odbudowaniu bariery ochronnej, skóra jest miękka i delikatna w dotyku. Trzeba też uważać żeby nie przedobrzyć, dla mnie 2 krople to idealna wielkość, natomiast kilka razy chciałam dobrze i nałożyłam 3 krople i niestety twarz była tłusta i świeciła się strasznie.