Lirene Dermoprogram Peel Puff, Musujący puder peelingujący `Złuszczenie i rozświetlenie` 

Pomarańczowy proszek o intensywnej koncentracji zapachu słodkiego owocu moreli wraz z składnikami naturalnymi (m. in. w roli głównej startymi pestkami moreli, białą glinką i wit. C), przyjemnie pachnie. Proszek razem z połączeniem wody, staje się pastą, którą nakłada się na twarz, w przeciwieństwie do poprzedniej zielonej, ta jest bardzo rzadka, szybko rozpuszcza się na dłoni więc trzeba działać szybko. Nie zasycha, delikatnie złuszcza. Po zastosowaniu moja skóra jest miękka, oczyszczona i lśni naturalnym blaskiem.

Ciekawa forma produktu przykuła moja uwagę i zachęciła mnie do zakupu. Na co dzień zdecydowanie wolę gotowe peelingi w większych opakowaniach, ale co jakiś czas skuszę się na inną niestandardową formę kosmetyku w ramach ciekawostki i odkrywania nowinek kosmetycznych. Także w tym przypadku wiedziałam na co się piszę. Nie przeszkadzał mi fakt, że peeling trzeba przygotować samemu, zresztą na szczęście nie ma tu wielkiej logiki - do pudru trzeba dodać odrobinę wody i zmieszać w zagłębieniu dłoni. Saszetka jest wygodna, jedno- lub wielorazowego użytku i na pewno super sprawdziłaby się w podróży kiedy to chcemy ograniczyć bagaż, a jednocześnie zabrać wszystkie pielęgnacyjne kosmetyki, które chcemy. Puder wygląda jak oranżada w proszku (kto jest z pokolenia obecnych trzydziestolatków to na pewno pamięta wyjadanie oranżady w proszku i podobne przebłyski pojawią mu się w głowie ;) - i do tego tak pachnie, jak pomarańczowy gazowany napój! Do pudru trzeba dodawać wodę stopniowo, dosłownie po kilka kropel, żeby powstała pasta nie była zbyt rzadka. Gdy uzyskamy idealną konsystencję to trzeba ją następnie zgrabnie nałożyć na twarz. Mnie się udało i pasta miała zwartą gęstą konsystencję (coś jak bardzo mokry piasek), a jednocześnie dobrze trzymała się twarzy i całkiem nieźle rozprowadzała z użyciem palców. Muszę przyznać, że peeling jest naprawdę konkretny. Ma wyczuwalne drobinki o różnej wielkości, które dobrze masują skórę i solidnie złuszczają. Intensywność peelingu można sobie również dostosować - wystarczy mocniej masować i na pewno poczujemy znaczną różnicę niż przy delikatnym masowaniu. Peeling zmywa się całkiem dobrze, chociaż trzeba poświęcić chwilę dłużej, bo trochę bardziej brudzi umywalkę niż zwykłe peelingi w żelu. Po zmyciu byłam bardzo zadowolona z efektu. Skóra była wyraźnie gładka, aksamitna w dotyku, czysta i rozjaśniona. Do tego nie była nadmiernie przesuszona, nie czułam ściągnięcia ani napiętej skóry. Skóra była tak gładka jak już dawno po żadnym peelingu, do tego koloryt jakby nieco wyrównany. Zazwyczaj po peelingu nakładam maseczkę - tak też było w tym wypadku, skóra aż ją piła, tak była oczyszczona i odświeżona. Z chęcią dałabym 5 gwiazdek, ale mam jedno zastrzeżenie. Ten produkt nie musuje! Przyznam, że również dla tego efektu skusiłam się na ten puder peelingujący, opis musowania na skórze znam z innych masek i jest to fajne łaskoczące uczucie, które uprzyjemnia stosowanie i wprowadza trochę czegoś nowego. W tym przypadku jednak nie ma żadnego efektu musowania. Mimo to, oceniam produkt bardzo dobrze i chętnie po niego sięgnę na przykład jako jednorazowy peeling do zabrania w podróż.

Kiedy w mojej kosmetyczce zabrakło peelingu, pobiegłam do Hebe i kupiłam kilka aby więcej do tego nie dopuścić. Jednym z nich był Musujący puder peelingujący `Złuszczenie i rozświetlenie` od Lirene. Nazwa produktu bardzo mnie zaintrygowała i zaciekawiła. Można po niej wnioskować, że peeling jest inny niż wszystkie i obiecuje bardzo wiele. I ja właśnie spodziewałam się po nim bardzo dużo. Trochę się niestety zawiodłam. Mam cerę mieszaną a peeling nadaje się do każdego rodzaju cery. Peeling zamknięty jest w saszetce. Jest ona biała z pomarańczowymi akcentami, a na odwrocie jest pełna informacja o produkcie. Peeling jest w postaci pudru w kolorze różowym z ciemnymi drobinkami pestek moreli. Po otwarciu opakowania wydobywa się ładny zapach pomarańczy. Nie wiem dlaczego, przecież nie ma tam nic z pomarańczy, ale mi akurat tak pachnie. Nie mniej jednak mi zapach bardzo się podoba. Pudru jest 7 g, wystarcza go nawet na 4 razy. Nasypałam niewielką ilość pudru na dłoń i zmieszałam z wodą. Nie specjalnie udał mi się ten zabieg, trzeba chyba dojść do wprawy. Za pierwszym razem dodałam za dużo wody i nie otrzymałam żadnej pasty, dopiero następnym razem udało się. W moim odczuciu jest to zupełnie nie potrzebny zabieg, wolałabym aby w saszetce był już gotowy produkt do nałożenia na twarz. Tym bardziej że podczas mieszania na dłoni część produktu od razu wylądowała w zlewie. Resztę zaaplikowałam na twarz. Muszę przyznać że jest to dosyć mocny peeling. Czuć drobinki pestek moreli i trzeba uważać aby nie podrażnić za mocno skóry. W moim przypadku skóra wokół nosa zrobiła się czerwona i lekko piekła. Po kilku minutach pocierania zaczęłam spłukiwanie, które okazało się nie takie łatwe. Również zajęło mi to kilka minut. Nie zrozumiała jest dla mnie nazwa "Musujący". Liczyłam na to bardzo, zawsze to coś innego, ciekawego. Niestety żadnego musowania nie było. Peeling ma za zadanie złuszczać i rozświetlić skórę. Złuszczenie rzeczywiście odczułam. Skóra zrobiła się bardzo gładka, delikatna i miła w dotyku. Zaskórniki zostały zlikwidowane raczej w niewielkim stopniu, ale zawsze to coś:), natomiast nie zauważyłam żadnego rozświetlenia. Po zabiegu skóra stała się bardzo napięta, trzeba od razu zastosować krem lub maseczkę. Podsumowując obietnice producenta były wielkie, natomiast niewiele z tego zostało spełnione. Owszem jako peeling działa dobrze, ale liczyłam na o wiele więcej. Kupiła jeszcze inną wersję tego peelingu i ją wykorzystam ale raczej więcej nie kupię.