Nivea Sun Touch Body Lotion Brązujące mleczko do ciała

Mleczko to kupiłam na Zalando, bo nie było drogie (24 zł) i nigdzie indziej go nie widziałam. Chciałam wypróbować w końcu jakiś brązujący produkt od Nivea, gdyż jeszcze nie miałam okazji. Nie ukrywam, że liczyłam również na ich kultowy zapach ;)... Jak się sprawdziło? O tym poniżej. Ach ta opalenizna. Chyba nigdy mi się nie znudzi skóra muśnięta słońcem :). Wygląda dzięki temu zdrowo i promiennie. Niestety nadmierne przebywanie na słońcu może doprowadzić nas do naprawdę złych konsekwencji, dlatego z ratunkiem przychodzą samoopalacze. Dzięki nim możemy cieszyć się opalenizną bez martwienia się o własne zdrowie. W tym przypadku niestety z efektu cieszyć się nie mogłam, bo był za słaby. Dawał tylko lekkie muśnięcie złocistym odcieniem, co oczywiście może być dla niektórych zaletą. Nie wszyscy oczekują zaraz efektu jak po powrocie z tropików. Także dla takich osób będzie dobrym wyborem. Tak samo jak dla osób początkujących, zaczynających swoją przygodę ze sztuczną opalenizną. Nie musicie się martwić o plamy i smugi - po prostu nałóżcie taki kosmetyk w miarę równomiernie, a będzie wszystko w porządku ;). Ja jednak oczekuję mocniejszego brązu, jak np. po piance Eveline Brazilian Body. Jeśli natomiast chodzi o nawilżenie ze strony owego mleczka, to jest równie słabe. Zamiast dogłębnego i długotrwałego - powierzchniowe i kilkugodzinne. Zaraz po użyciu dobrze nawilża i zmiękcza, ale bez większych zachwytów. Możecie się więc domyślić, że w tej kwestii też mnie zawiodło. No cóż... Powędrowało do mamy, bo ona praktycznie nigdy nie ma problemu z żadnymi kosmetykami :D. Co jej dam, to zużyje (z małymi wyjątkami) i przynajmniej nic się nie marnuje ;). Konsystencja jest dosyć wodnista, czyli typowe mleczko. Rozprowadza się gładko, nie tworząc białych smug na skórze. Wchłania się szybko, pozostawiając tylko cienką warstwę ochronną. Ostatecznie ona również znika, bo wystarczy pocierać ciałem o ubrania lub o pościel podczas snu. No i jak to na produkt brązujący przystało, ową pościel potrafi pobrudzić, choć zmywa się to bezproblemowo przy praniu. Zapach ma intensywny, cukierkowy, nie mający nic wspólnego z kultowym zapachem Nivea. Początkowo jest nawet alkoholowy przez alkohol denaturowany w składzie. Jeśli mam być szczera (zawsze jestem :D), to nie trafił w mój gust. Taki jakiś wtórny. Opakowanie to złocista, plastikowa butelka z zamknięciem od góry typu zatrzask. Co tu dużo pisać, wygląda ładnie. Lubię opakowania kosmetyków do ciała Nivea, coś w sobie mają. Całość ma dobrą jakość, nic nie pęka i nie gniecie się. Pojemność to 400ml.