Tusz zamknięty jest w pięknym klasycznym opakowaniu charakterystycznym dla marki, na górze mamy logo, natomiast na spodzie nazwę, ilość - 6 g, oraz czas, w jakim należy go zużyć po otwarciu.
Inimitable używam już dwa miesiące i tak szczerze to jest chyba najdłużej używana przeze mnie maskara, jestem aż zdziwiona, że jeszcze nie wyschła, bo u mnie trochę ponad miesiąc to maks, na ile mi taki produkt starcza, ale zawsze tak było, więc jestem przyzwyczajona.
Chanel Inimitable pod względem tego, jak ma działać to dla mnie trochę zagadka, bo nie rozumiem, co producent ma na myśli pisząc, że efekt będzie naturalny (for natural result), ale jednocześnie rzęsy mają być maksymalnie wydłużone, pogrubione, podkręcone i idealnie pokryte. Wizja naturalności z efektem "wszystkiego" jakoś mi się kłóci.
Silikonowa szczoteczka jest taka, jak lubię, ale mam wrażenie, że w innych tuszach też można znaleźć dokładnie taką samą, o ile się nie mylę to nawet Masterpiece Max z Max Factora ma identyczną, także ok.
Oczywiście mój kolor to czarny, w tej wersji dostępny jest jeszcze brązowy, jednak ja lubię, jak rzęsy są bardzo mocno podkreślone, więc zawsze wybieram czerń.
Aplikacja niestety jest dość problematyczna, chociaż szczotka wybiera z opakowania odpowiednią ilość tuszu, to nie nanosi go na rzęsy równomiernie, nie wiem, czy to jest kwestia konsystencji samego tuszu, czy szczotki, ale za każdym razem muszę kilka razy pomiziać rzęsy i to w różnych kierunkach, żeby pomalować każdą z nich, a i tak to się nie zawsze udaje. Wydaje mi się, że przy Inimitable można nałożyć do trzech cienkich warstw, ale więcej nie, chociaż i tak malując więcej niż jedną warstwę trzeba się liczyć z tym, że rzęsy należy rozdzielać, bo maskara ma tendencję do sklejania ich w skupiska. Nie zostawia jednak grudek i czerń jest intensywna, więc to jest bardzo na plus. Ale niestety na końcówkach rzęs lubi tworzyć nieestetyczne owadzie nóżki, które wyginają się w różne strony i to już jest bardzo irytujące. Trzeba się z nią napracować, żeby wyglądała dobrze. Utrzymuje się jednak cały dzień w nienaruszonym stanie, nic się nie osypuje, nie zanika, ani nie tworzy efektu pandy, a jednak efekt, jaki utrzymujemy po jej użyciu to nie do końca to, czego oczekuję (pomijając fakt, że w zasadzie nie wiem, czego miałam oczekiwać, bo producent tego jasno nie określa). Co prawda tragicznie nie jest jak po ETK Armaniego, ale to za droga i za długa zabawa, żeby uzyskać TYLKO taki efekt. Wiem, że moje rzęsy stać na więcej. Do tego te wyginające się nieestetycznie końcówki... Nie jestem na nie, bo to byłoby kłamstwo, ale szczerze powiedziawszy jak mam się tak bawić w malowanki z tuszem za tyle pieniędzy, to chyba wolę sobie kupić właśnie Max Factora (który bardzo lubię) i on też da mi porównywalny efekt, a nie będę czuła, że trochę przepłaciłam w sumie nie wiadomo, za co.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie