Maison Alhambra Athena EDP 

Kto kocha Burberry Goddess, ten zauroczy się także w Athenie od Maison Alhambra. Jest to inny zapach. To nie będzie odpowiednik 1:1. Ale cała kompozycja przepięknie nawiązuje do Bogini. Niedawno opiniowałam Angham od Lattafy i tam zapach był bardziej zbliżony do oryginału (chociaż słodszy). Tutaj natomiast mamy więcej świeżości i kwiatów. I podoba mi się to jeszcze bardziej... • Zapach: według mnie jest typowo kobiecy. Mamy typowo kwiatowy romantyczny zapach. Otwarcie jest świeże, zielone, lekko cytrusowe, faktycznie czuć delikatnie yerba mate, które ma nawet wydźwięk zielonej herbaty. Piękne otwarcie, które potem delikatnie gra drugie skrzypce. Po chwili pojawia się ciepła, ale zarazem lekka wanilia, która podana jest niemal identycznie jak w Goddess. Ta wanilia przeplata się z kwiatami, które tworzą niesamowite połączenie. Nie byłam fanką kwiatowych kompozycji w perfumach, wręcz unikałam typowych kwiatowców, ale ta kompozycja jest unikatowa. Spodziewałam się, że bardziej spodoba mi się Angham, a tu taka niespodzianka. Ten klon jest zupełnie inaczej podany, ale czuć to nawiązanie. Według mnie zarówno Angham i Athena są ciekawszymi zapachami od oryginału. • Projekcja: jest wyczuwalny, ale nie przytłacza. Trzyma się raczej blisko skóry, chociaż w większej ilości myślę że potrafi być wyczuwalny z większej odległości. • Trwałość: dla mnie jest niestety trochę za słaba i czuję że potrzebuję reaplikacji po około 4-5 h. To jedyny powód przed którym bronię się przed kupnem pełnego wymiaru tych perfum. • Flakon: jest przepiękny. Solidne szkło i ciężki marmurkowy korek. Kupuje mnie to w całości...