Sinsay Be Mine, Anti-pickel Patches Plastry na niedoskonałości

Kupiłam te plasterki w Sinsay, bo to urocze różowe chmurki + jest ich aż 120 sztuk. Szybko jednak odkryłam, czemu są tak zabójczo tanie. Te plasterki na wypryski to najbardziej podstawowa opcja, która działa głównie jako bariera ochronna, ale nie zawiera składników aktywnie zwalczających wypryski. Ich największą zaletą jest dobre przyleganie do skóry, co zapewniają specjalne kleje oraz elastyczna folia poliuretanowa. Dzięki temu plaster nie odkleja się w ciągu dnia i dobrze dopasowuje się np. do zawsze problematycznego nosa. Jako fanka plasterków mam chyba z każdej dostępnej firmy na rynku i te siedzą na miejscu najlepiej. Również ich "chmurkowy" kształt i różowy, neutralny kolor jest na plus (2 rodzaje wielkości, duża chmurka jest serio duża, a nawet mała przykrywa tyle co nieszczęsny kształt gwiazdy z wielu innych plasterków, które próbowałam.) Dodatkowo zawarte w nim substancje, takie jak karboksymetyloceluloza sodu (Sodium Carboxymethyl Cellulose) oraz żelatyna, pomagają wchłaniać wydzielinę z wyprysku, co przyspiesza proces gojenia. Mimo tych zalet, nie mogę jednoznacznie polecić, bo plasterek nie zawiera żadnych składników aktywnych, które mogłyby realnie zmniejszyć stan zapalny lub działać antybakteryjnie. W jego składzie brakuje kwasu salicylowego, olejku z drzewa herbacianego czy niacynamidu, które często występują w bardziej zaawansowanych plastrach. Oznacza to, że choć plaster może pomóc w ochronie wyprysku i ograniczyć kontakt z bakteriami, nie wpłynie bezpośrednio na zmniejszenie zaczerwienienia ani nie przyspieszy znacząco gojenia. Znalazłam na to jednak patent: kupiłam sobie olejek z drzewa herbacianego w aptece i przed nałożeniem plasterka, przecieram delikatnie miejsce wyprysku olejkiem; czekam, aż skóra trochę przeschnie i wtedy naklejam plaster - i tak polecam je zużywać :)